Czytaj więcej

Skompromitować kardynała Sapiehę. Dokumenty bezpieki prawdopodobnie sfałszowano

W archiwach, nie tylko IPN, przesiaduję od lat. Przewertowałem ogromną liczbę dokumentów – od ksiąg metrykalnych w języku łacińskim, poprzez akta sądowe z okresu zaborów, po dokumenty współczesne. Czasem towarzyszy temu zniechęcenie, gdy tygodniami nic ciekawego w dokumentach się nie pojawia. Czasem – szczególnie gdy czyta się akta wytworzone przez komunistyczną SB – można nawet śmiać się do rozpuku. Czasem pojawia się euforia, gdy natrafi się na długo poszukiwany dokument lub odnajdzie potwierdzenie jakiejś informacji.

Najniebezpieczniejsza jest ta ostatnia, bo znaleziskiem człowiek natychmiast chciałby podzielić się ze światem. Zwłaszcza jeśli dotyczy to sprawy, która jest akurat w centrum uwagi. Wtedy potrzebna jest refleksja, że rewelacje z archiwum należy zweryfikować. Obejrzeć uważnie sam dokument, rozszyfrować zapiski na marginesach lub wplecione między wiersze. Skonfrontować go ze źródłami w tym samym archiwum, pójść do innego, poszperać w książkach, zadzwonić do kogoś, kto trochę lepiej orientuje się w danej tematyce. Być może da się znaleźć świadków. To metodologia, którą dobrze znają historycy, genealodzy, prawnicy, policjanci śledczy. Każdy dokument musi się jakoś obronić – w przeciwnym razie jest bez wartości.

Czytaj więcej

Czy ksiądz Saduś na pewno był pedofilem?

W kręgu mojego zainteresowania od lat znajduje się Kościół, dzieje siłowania się z komunistyczną władzą, ale i tajna współpraca duchownych z aparatem bezpieczeństwa. To m.in. historia upadków wielu – wydawałoby się uczciwych – ludzi. Nie sztuką jest wyciągnięcie i publikacja dokumentów dotyczących owych upadków. Sztuką jest ich weryfikacja i właściwa interpretacja. Bez tego dokument staje się odbezpieczonym granatem rzuconym w tłum. Sprawy kard. Adama Sapiehy, który rzekomo seksualnie molestował kleryków, czy Karola Wojtyły, który miał ukrywać sprawców wykorzystania seksualnego dzieci – ks. Eugeniusza Surgenta i ks. Józefa Loranca – a także nagle pozwolić na wyjazd zagraniczny swego przyjaciela ks. Bolesława Sadusia, by chronić go przed ujawnieniem spraw pedofilskich, są tego namacalnym dowodem.