Jacek Nizinkiewicz: Poseł Michał Cieślak wciąż jest dla PiS na wagę złota

Minister, który używał wpływów politycznych, żeby zwolnić pracownicę poczty narzekającą na drożyznę, wciąż jest niezbędny partii Jarosława Kaczyńskiego. Podobnie jak Łukasz Mejza.

Publikacja: 10.06.2022 10:22

Jarosław Kaczyński właściwie zdymisjonował Michała Cieślaka podczas spotkania z mieszkańcami Sochacz

Jarosław Kaczyński właściwie zdymisjonował Michała Cieślaka podczas spotkania z mieszkańcami Sochaczewa w ramach objazdu po kraju

Foto: PAP/PLeszek Szymański

Nie przeprosił, nie przedstawił dowodów na rzekomo wulgarne zachowanie Agnieszki Głazek, naczelniczki poczty z Pacanowa, ani też samodzielnie nie zdecydował się na dymisję. Michał Cieślak zrezygnował z ministrowania, nie kierując się poczuciem winy i pokorą, ale lojalnością wobec politycznego środowiska. Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że afera może zaszkodzić PiS i pomógł odejść ministrowi z Partii Republikańskiej. Zwyciężył interes partyjny, nie przyzwoitość ludzka. Swoją drogą, znamienne, że dymisji Cieślaka nie zażądał publicznie premier Mateusz Morawiecki, a Jarosław Kaczyński.

Gdyby sprawę z Pacanowa dało się wyciszyć, jak aferę Pegasusa, nieodpowiedzialne mailowanie ministra Michała Dworczyka, zakup respiratorów, zmarnotrawienie pieniędzy na wybory, których nie było, i wiele innych afer tego rządu, to zachowanie ministra Cieślaka skończyłoby tam, gdzie inne afery PiS – pod dywanem. Ale się nie dało. Zbyt blisko wyborów i zbyt blisko ludzkich spraw. Narzekasz na sytuację w kraju – tracisz pracę. W takiej sytuacji mógłby się postawić każdy Polak, nie tylko ten, który z czasów słusznie minionych pamięta jeszcze hasło: „Kto nie z Mieciem, tego zmieciem!”.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Na poczcie o PiS można mówić tylko dobrze

Ale nie okłamujmy się, Jarosław Kaczyński posła Cieślaka się nie wyrzeknie. Formalnie należy do Republikanów Adama Bielana, praktycznie będzie głosował ręka w rękę z PiS. Jak Łukasz Mejza, inny podopieczny Bielana, który wyleciał z aferalnym hukiem z resortu sportu, ale włos mu z głowy nie spadł. Co z tego, że jest na celowniku prokuratury, skoro na jej czele stoi kolega z ław parlamentarnych. Mejza bryluje dzisiaj w Sejmie niczym na wybiegu modowym i wszystkim śmieje się w twarz, mówiąc: „Wisi na mnie rząd”.

I rzeczywiście, bez głosów Mejzy i Cieślaka PiS miałoby problem podczas przegłosowywania kolejnych ustaw. Dlatego musi chronić swoich. Mejza ma poczucie bezkarności, Cieślak dostanie rekompensatę, gdy sprawa ucichnie. Partia nie da zginąć żadnemu. Dymisje są tylko przedwyborczą taktyką polityczną. W rzeczywistości, obaj są Kaczyńskiemu potrzebni. Podobnych przypadków PiS jest bez liku.

Udało się też uratować byłego współpracownika SB Kazimierza Kujdę, który został szefem gabinetu wicepremiera Jacka Sasina. Co z tego, że PiS szło do wyborów pod hasłem walki ze złogami gierkowsko-gomułkowskimi, co z tego, że premier Mateusz Morawiecki mówi, że jego rząd chce oczyścić sądy z komunistycznych sędziów, gdy trzeba pomóc swojemu agentowi, który był prezesem spółki Srebrna powiązanej z Kaczyńskim. Komuch z PiS to dobry komuch, co pokazało wiele karier ze Stanisławem Piotrowiczem, oddelegowanym przez partię na sędziego do Trybunału Konstytucyjnego, na czele.

Jarosław Kaczyński zawsze traktował ludzi użytkowo. A im gorsza biografia, tym człowiek posłuszniejszy i bardziej uzależniony od prezesa.

Była posłanka Małgorzata Z., która głosowała za Kornela Morawieckiego, została właśnie skazana na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Sąd wymierzył koleżance taty premiera i szefowej OHP karę 12 tys. zł grzywny i zakaz pełnienia funkcji publicznych. Głosowania na cztery ręce nie dało się zamieść pod dywan. Było nagranie, świadkowie, był paragraf. Ale PiS i tak próbowało ją ratować. Mimo że miała sprawę w sądzie, to została zatrudniona w kancelarii premiera Morawieckiego. Ciążący zarzut nie był przeszkodą w zrobieniu z byłej posłanki ekspertki w biurze prezesa rady ministrów. Partia, która ma w nazwie „prawo” i „sprawiedliwość” promuje w instytucjach państwowych osobę, która miała zarzut przekroczenia uprawnień służbowych. Ratowanie jej trwa.

Za Bartłomiejem Misiewiczem w ogień skoczyłby Antoni Macierewicz, który bronił swojego podopiecznego wszędzie, gdzie mógł, mimo że lista kontrowersji byłego rzecznika MON jest dłuższa od jego biografii. Interes partyjny okazał się silniejszy od sentymentów i słabości Macierewicza. Misiewicz był nie do uratowania. Oficjalnie wypadł za partyjną burtę. Podobnie jak Stanisław Pięta czy Waldemar Bonikowski oraz wielu innych.

Są też nietykalni, którzy mogą wszystko. Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu i prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego, w galerii handlowej powiedział do kobiety krytycznej wobec rządów PiS: „Jest pani kretynką” – i włos mu z głowy nie spadł. Beata Mazurek, była rzecznik PiS, napisała do dziennikarza Jarosława Kuźniara: „Panu to jeszcze nikt łomotu nie spuścił za takie wpisy? Szkoda, to byłoby bezcenne”. I w tym przypadku posłanka PiS nie przeprosiła, nie została upomniana, jej też włos z głowy nie spadł. Do wyborów było daleko, arogancja władzy nie szkodziła wtedy PiS. Nikt nic sobie w partii nie robił z wyborczych frazesów Beaty Szydło o pokorze i umiarze. Nie trzeba było udawać, jak teraz.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Dymisja Michała Cieślaka pokazuje, że kampania ruszyła już na dobre

Jarosław Kaczyński zawsze traktował ludzi użytkowo. A im gorsza biografia, tym człowiek posłuszniejszy i bardziej uzależniony od prezesa. Tak jest z Kujdą, Piotrowiczem, Mejzą, Cieślakiem i wieloma innymi. Ale oni wypłyną. Zawsze wypływają. I nie będą jedynymi, o których opinia społeczna sobie przypomni.

Sprawa posła PiS, który chciał zwolnienia pracownicy poczty za słowa o drożyźnie, pokazuje upartyjnienie państwa, obnaża autorytarne ciągoty władzy, ale też potwierdza, że warto być odważnym i sprzeciwiać się systemowi. Naczelniczka poczty nie dała się zmielić partyjnej machnie – to krzepiący wniosek, jaki każdy może wyciągnąć z afery w Pacanowie. Warto się wychylać i stawiać – każdej autorytarnej władzy.

Nie przeprosił, nie przedstawił dowodów na rzekomo wulgarne zachowanie Agnieszki Głazek, naczelniczki poczty z Pacanowa, ani też samodzielnie nie zdecydował się na dymisję. Michał Cieślak zrezygnował z ministrowania, nie kierując się poczuciem winy i pokorą, ale lojalnością wobec politycznego środowiska. Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że afera może zaszkodzić PiS i pomógł odejść ministrowi z Partii Republikańskiej. Zwyciężył interes partyjny, nie przyzwoitość ludzka. Swoją drogą, znamienne, że dymisji Cieślaka nie zażądał publicznie premier Mateusz Morawiecki, a Jarosław Kaczyński.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Trzydzieści siedem sekund Izabeli Bodnar
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielkiej wojny na Bliskim Wschodzie jeszcze nie można uznać za odwołaną
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Donald Trump zrobił PiS-owi przysługę. Niedźwiedzią
Komentarze
Donald Trump i Andrzej Duda zjedli kolację. I dobrze, to właśnie polityka
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy sceptyczni wobec Unii. To efekt oswajania z geopolityczną katastrofą