„- Słuchacze TOK FM, wyjdźcie na ulice! Nie można być obojętnym, nie można się poddać!” - apelowała. „ - Co z tego, że są wakacje? Następne wakacje będą w dyktaturze!” - ostrzegała.
Nie mam pojęcia czy za rok w wakacje będzie dyktatura. Według niektórych już jest, o czym świadczy pakowanie opozycji pozaparlamentarnej do bagażnika samochodu (przypomnę, że właśnie w ten sposób uratowano przed stalinowskim siepaczami Stanisława Mikołajczyka), by ją wwieźć do Sejmu. Ważniejszy jest natomiast sam apel i kto apeluje.
Otóż trochę pani poseł nieco przesadza w samoocenie. Zapewne ma się za osobowość na miarę Róży Luksemburg, lub Indiry Gandhi i wierzy, że umie porwać tłumy. Ale fakty są inne. Słuchacze Tok FM zamiast wyjść po apelu na ulice raczej śmiali się w kułak, wiedząc, że to tylko fontanny emocji pani poseł, która przeszła do światowej historii manifestacji ulicznych hasłem: „dość dyktatury kobiet!”. Były to zatem emocje, jak mniemam, nie efekt przemyśleń. Bo gdyby to były przemyślenia, to elementarne IQ powinno podpowiedzieć, że uliczne manifestacje najpierw się organizuje, a potem do nich wzywa. To prosty warunek skuteczności. I odwrotnie, nieprzemyślane wzywanie do manifestacji wyłącznie kompromituje osobę i ideę.
Pewnie dlatego prowadzący program redaktor Jacek Żakowski natychmiast panią poseł poprawił wysyłając słuchaczy pod Sąd Najwyższy, gdzie rzeczywiście dzieje się coś ważnego. Chwała bogu, ma refleks. I druga sprawa: bunt ulicy to jedno, ale sukces, który się marzy posłance Wielgus jest do osiągnięcia tylko w wyborach parlamentarnych przy wzorowej rozgrywce opozycji. Mało kto wierzy, że PiS się wystraszy wywołanych przez panią poseł manifestacji ulicznych i sam z siebie ustąpi. Z PiS-em można tylko wygrać w wyborach i mogą to zrobić partie polityczne. Pani poseł Wielgus wystąpiła ostatnio wraz z Ryszardem Petru z Nowoczesnej poważnie osłabiając tę partię. Uczestniczy zatem w destrukcji opozycji parlamentarnej, poważnie odsuwając perspektywę wygrania przez nią wyborów. I gdzie tu logika?