I to zapewne późna pora spowodowała, że te dwa pistolety strzelały jak kulą w płot. Obaj byli ministrowie mają odmienny pogląd na kwestię posiadania broni przez Polaków. Czuma najpierw wypalił w stronę mediów: „Ja nie mówię o tym, że każdy ma mieć broń. Ja nigdy o tym nie mówiłem. To media, głównie lewicowe, epatują tym, że raz jest świńska grypa, raz ptasia grypa, a to globalne ocieplenie. Szukają sensacji”.

Związek broni z globalnym ociepleniem jest oczywisty, bo tym, do których strzelają, robi się gorąco. Z kolei minister Ćwiąkalski strzelił sobie w kolano, podobnie jak wszystkim innym przeciwnikom łatwego dostępu do broni: „Czym innym jest strzelanie do tarczy, czym innym do człowieka. Jest taki element psychologiczny, bardzo charakterystyczny, że do człowieka się nie strzela, a do tarczy można strzelać”. Jeśli element psychologiczny zakazuje strzelania do człowieka, no to znaczy, że ludzie mogą mieć broń.

Na to Czuma zaatakował z grubej rury (wydechowej): „Zgodę na prowadzenie najbardziej śmiercionośnego narzędzia – samochodu – wydają gminy, niechże i one wydają pozwolenia na broń”. Szeryf z Ameryki zwrócił się też do zajmujących się gospodarstwem domowym: „Kiedy wrócicie do domu, wyrzućcie ostre noże, wtedy nie będziecie mogli pomidora pokroić ani miękkiej bułki”. Swoją drogą szkoda, że nie miałem pod ręką dubeltówki... Teraz nie miałbym też telewizora.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/lutomski/2010/02/23/czuma-i-cwiakalski-%E2%80%93-pistolety-na-wode/]blog.rp.pl/lutomski[/link]