Projekt ustawy regulującej kwestię in vitro przedstawiony przez Ministerstwo Zdrowia (co opisała “Gazeta Wyborcza”) wywoła sprzeciw biskupów. Pomysł, by prawo dopuszczało powoływanie do istnienia i późniejszą likwidację “nadliczbowych zarodków”, jest nie do zaakceptowania przez Kościół. Sprzeciw wzbudzi też dopuszczenie do procedury in vitro konkubinatów oraz kobiet samotnych, co oznacza wcześniej lub później (a znając orzeczenia Trybunału w Strasburgu raczej wcześniej) dostęp do niej również lesbijek.
Nie mniej fundamentalne obiekcje wywoła zgoda (wypowiedziana nie wprost) na badania nad klonowaniem terapeutycznym. I jakoś trudno przypuszczać, że przygotowujące projekt ustawy Ministerstwo Zdrowia tego nie wiedziało. Stanowisko Kościoła jest znane od lat, dokumenty są dostępne w Internecie i w każdej bibliotece, a przypomnieli je w szeroko dyskutowanym dokumencie skierowanym właśnie do rządu biskupi przed zaledwie kilkoma tygodniami. Jeśli zatem w kilka dni po posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w zaledwie kilka tygodni po zapowiedzi powołania komisji bioetycznej, która miałaby wypracować kompromisowy projekt, politycy PO wypuszczają tego rodzaju informacje, to staje się rzeczą jasną, że nie chodzi im o deklarowane przez Jarosława Gowina uspokojenie debaty światopoglądowej i zajęcie się tylko gospodarką czy usprawnianiem państwa.
Gdyby tak było, przedstawiono by zupełnie inny projekt. Zakaz wytwarzania nadliczbowych zarodków, ograniczenie dostępności procedury do małżeństw czy zakaz prowadzenia eksperymentów na ludzkich embrionach – wcale nie stawiałyby Polski w ogonie Europy, bo podobne zapisy są choćby w Niemczech czy Francji, a bez wątpienia uspokoiłyby emocje i ograniczyły (nieuniknioną z doktrynalnego punktu widzenia) awanturę o nową ustawę. PO jednak, decydując się na takie umiarkowane sformułowanie ustawy, wystawiłoby się na ataki części mediów i LiD, który z kwestii in vitro – jak to deklarował Wojciech Olejniczak – uczynił kwestię sztandarową. A biorąc pod uwagę, że 60 procent Polaków popiera refundowanie procedury in vitro (o czym zresztą projekt ustawy nie mówi), mogłoby oznaczać realne straty. Przedstawienie tak radykalnego projektu ustawy regulującej kwestię zapłodnienia in vitro pozwala uniknąć Platformie części z tych zagrożeń. Wybija się LiD broń z ręki, umacnia wizerunek partii liberalnej, a przy okazji niewiele się traci. Gdy bowiem projekt zostanie (a zostanie na pewno) skrytykowany przez biskupów, rozpocznie się proces stopniowej rezygnacji z części najbardziej kontrowersyjnych zapisów. W imię kompromisu jednak zaakceptowana zostanie inna część, tylko nieco mniej kontrowersyjnych. W efekcie tak sławiony w ubiegłej kadencji “polski kompromis” w kwestii moralności zostanie w praktyce osłabiony. A jedynym powodem będzie partyjny interes PO, bo nawet nie ideologia “prawa do bycia rodzicem”, które nie ma w tej partii zbyt wielu zwolenników.