Gambit Obamy

W trakcie kampanii wyborczej Barack Obama odcinał się co krok od polityki swojego poprzednika. Miał, przyznajmy, ułatwione zadanie – odpowiedzialność za słowa jest wszak mniejsza niż odpowiedzialność za czyny. Gdy jednak nadszedł czas podejmowania decyzji, nowy prezydent rozczarował wielu swoich zwolenników, którzy oczekiwali jak najszybszego wyjścia z Iraku, natychmiastowego zamknięcia więzienia w Guantanamo czy łagodniejszego traktowania podejrzanych o terroryzm.

Publikacja: 05.03.2009 19:37

Okazało się, że Obama nie jest wcale takim gołębiem, jakiego chciałaby w nim widzieć amerykańska lewica, aczkolwiek daleko mu oczywiście do jastrzębi pokroju Dicka Cheneya czy Donalda Rumsfelda.

Świeżo upieczony przywódca USA musiał szybko zatrzeć to niedobre wrażenie. Dziś jest znów człowiekiem pokoju, wyciągającym rękę do Rosji i Syrii, a za chwilę być może także w stronę Kuby. Chce się układać z Moskwą w sprawie systemu antyrakietowego, nie bacząc na umowy podpisane z Polską i Czechami. Nie sprzeciwia się także wznowieniu kontaktów między NATO a dyplomatami z Kremla.

To klasyczny szachowy gambit: Obama poświęca tarczę i pryncypialne stanowisko Waszyngtonu w sprawie wojny rosyjsko-gruzińskiej na rzecz przyszłych zysków – mglistych i niepewnych. Nikt bowiem nie może zagwarantować, iż Rosjanie zmuszą Teheran do zatrzymania programu nuklearnego i pomogą NATO w wojnie z afgańskimi talibami. Amerykański prezydent wręcza rosyjskiemu niedźwiedziowi marchewkę, licząc na to, że miś kiedyś się odwdzięczy.

Otóż Rosja może się odwdzięczać bardzo długo i powoli albo tylko udawać, że się odwdzięcza. Może dostarczać Amerykanom wartościowych informacji wywiadowczych na temat Iranu, a jednocześnie podpisywać z ajatollahami lukratywne kontrakty zbrojeniowe. Dmitrij Miedwiediew może w poniedziałek przejść z Barackiem na ty, a we wtorek wysłać czołgi na Tbilisi.

Czy zatem gambit Obamy przyniesie oczekiwany skutek? Rosjanie znakomicie grają w szachy, a jedyny Amerykanin, który próbował się z nimi mierzyć – Bobby Fischer – po latach postradał zmysły. Ile ruchów do przodu zaplanował prezydent USA?

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/03/05/gambit-obamy/]blog.rp.pl/magierowski[/link]

Okazało się, że Obama nie jest wcale takim gołębiem, jakiego chciałaby w nim widzieć amerykańska lewica, aczkolwiek daleko mu oczywiście do jastrzębi pokroju Dicka Cheneya czy Donalda Rumsfelda.

Świeżo upieczony przywódca USA musiał szybko zatrzeć to niedobre wrażenie. Dziś jest znów człowiekiem pokoju, wyciągającym rękę do Rosji i Syrii, a za chwilę być może także w stronę Kuby. Chce się układać z Moskwą w sprawie systemu antyrakietowego, nie bacząc na umowy podpisane z Polską i Czechami. Nie sprzeciwia się także wznowieniu kontaktów między NATO a dyplomatami z Kremla.

Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku