I tak też sztaby swych kandydatów pozycjonują. Jarosław Kaczyński miał jak dotąd ledwie dwie ustawki w tabloidach, ale za to obie z dziećmi – a to z bratanicą i jej córkami na plac zabaw chodzi, a to na Pierwszą Komunię z iPodem zawita, a to trzylatka na ręce weźmie. Rozumiem, że wizerunek największego twardziela polskiej polityki trzeba nieco ocieplić, ale jak zrobicie z niego państwo baby-sitter, to nikt w to nie uwierzy, naprawdę. Bo baby-sitter, o czym każdy rodzic wie, musi mieć komórkę.
Za to sztab kandydata drugiego postanowił swoje ciepłe kluchy utwardzić i czyni to z podziwu godną konsekwencją, a gdy na drodze do wyrazistego image'u napotyka tenże sztab granicę śmieszności, to pokonuje ją ułańską szarżą. Miły, sympatyczny, wąsaty pan poszedł więc w odstawkę. Przybył super-maczo, który przed niczym się nie cofnie. A to pieprznym żartem rzuci, a to wiejską dziołchę w stroju ludowym obtańcuje, a to Dunki, którym się we łbie przewraca i służą w armii, pieszczotliwie kaszalotami nazwie. A jak, baby do garów, dziczyznę oprawiać!
Pan Bronisław Maria herbu Korczak, grzecznościowo tytułowany hrabią, zwierzęta bowiem lubi, ale tylko dobrze oprawione. Co prawda ostatnio zarówno rodzina, jak i Schetyna sugerują, by na dziczyznę raczej z lunety spoglądał, na co marszałek godzi się niechętnie. Wzrok ma wszak niezły, ale co tam, luneta też się nada. Byle do sztucera ją dobrze przytwierdzić.
O ile sztab 61-letniego Kaczyńskiego odmładza go, pokazując z dzieciarnią, o tyle trzy lata młodszego Komorowskiego trzeba na gwałt postarzyć. Patyny nadać mu mają wizyty w muzeach. Po trzy dziennie. Z pobieżnych rachub wynika, że marszałkowi do zwiedzenia zostało już tylko muzeum kolejnictwa i dymarki. Ale to w Góry Świętokrzyskie trzeba dymać, nie wiadomo, czy się okazja nadarzy.
Tym bardziej że najlepszy skansen miał pod ręką. W Łazienkach.