Tak było w przypadku odsłonięcia na fasadzie Pałacu Prezydenckiego tablicy upamiętniającej żałobę narodową. I tak było w czwartek, gdy przenoszono krzyż do prezydenckiej kaplicy.

Mimo wielu wątpliwości dobrze się jednak stało, że rozpoczął on swą wędrówkę do kościoła św. Anny. W ten sposób – ze sporym opóźnieniem – rozpoczęto realizację porozumienia zawartego w lipcu przez Kancelarię Prezydenta, kurię warszawską oraz harcerzy. Prezydencka kaplica ma być dla krzyża – jak rozumiem – na tej drodze etapem pośrednim.

Natomiast zdecydowanie niedobrze się stało, że w ciągu wielu dni, które poprzedziły przeniesienie krzyża, zabrakło ze strony Kancelarii Prezydenta (albo Kancelarii Premiera lub władz Warszawy) jasnej deklaracji, gdzie w centrum stolicy mógłby stanąć pomnik upamiętniający prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałe 95 ofiar narodowej tragedii. A przecież treścią porozumienia między kurią, kancelarią a harcerzami było także godne upamiętnienie ofiar smoleńskiej katastrofy. Upamiętnienie na przykład w taki sposób, jak to uczynili Estończycy w wypadku promu "Estonia", który w 1994 roku zatonął z 852 osobami na pokładzie. Monument ku ich czci stoi w samym centrum stolicy tego kraju, tuż obok tallińskiej starówki.

Teraz główne siły polityczne, czyli w istocie Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość, czeka test, od którego wyniku zależeć będzie, czy przeniesienie krzyża do kaplicy prezydenckiej będzie można uznać za początek wygaszania tego gorszącego i niezwykle gorącego sporu polsko -polskiego czy też wręcz przeciwnie – za kolejną fazę zaostrzania go.

Najkrócej mówiąc: albo rządzący Polską i Warszawą politycy ze środowiska PO jak najszybciej przedstawią propozycje zlokalizowania w centrum naszej stolicy pomnika smoleńskiego, a politycy PiS – oczywiście przy udziale przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy – zechcą się zająć wybieraniem (i wybraniem) najlepszej z nich, albo będziemy mieli do czynienia z coraz szybciej nakręcającą się spiralą oskarżeń, która z każdym dniem i tygodniem będzie nas oddalać od atmosfery powagi tamtej kwietniowej traumy, którą wspólnie przeżywaliśmy.