Trudno nie zgodzić się z autorem, że "w wielu dziedzinach Polska wyrosła na lidera w Europie". Premier dziedzin przez skromność nie wymienia, ale przypomnijmy. Pozostajemy liderem, jeśli chodzi o liczbę katastrof lotniczych z udziałem najważniejszych osób w państwie. Zamiatanie pod dywan afer finansowych w partii rządzącej. Brak szacunku dla zmarłych i symboli religijnych.

Dopieszczanie komunistycznych dyktatorów. Upolitycznienie ludzi kultury i mediów. Wyprzedaż autorytetów moralnych na pchlim targu z wazeliną. Zacieśnianie stosunków z sąsiadami w pozycjach powszechnie uznawanych za niegodne. Warto dodać też pierwsze miejsce w dziedzinie obiecywania złotych gór na Euro 2012, które skończyło się zapaścią kolei, przerwaniem prac drogowych oraz informacją, że europejskich kibiców będziemy gościć w szkołach, z których uprzednio trzeba przegonić młodzież. Na razie – pisze Tusk  – "przy szkołach budowane są place zabaw". Zapewne z myślą o angielskich szalikowcach, którzy – jak wiadomo – potrafią stawiać babki przez całą noc.

Gorzej, że nie tylko w artykule, ale i na stronie rządowej, gdzie w skali 100:1 zaprezentowane zostały sukcesy rządu, ciemno się robi przed oczami od niejasności. Jak to możliwe, że dzięki rządowi w 2009 roku zagraniczni politycy odwiedzili Polskę z okazji "70. rocznicy wybuchu III wojny światowej"? Wydaje się, że trzecią wojnę światową Andrzej "Brzęczyszczykiewicz" Wajda rozpętał jednak ciut później, ale może rzeczywiście to już była czwarta?

Liczby nie kłamią. Zdaniem premiera aż 76 spośród 93 wyborczych obietnic rząd zrealizował lub właśnie realizuje. Zdaniem zaś 65 procent internautów w sondzie Onet.pl działalność rządu trzeba oceniać "katastrofalnie" (44) albo "źle" (21).

Nie mają zatem racji ci, którzy twierdzą, że Tusk żyje w wirtualnym świecie i stamtąd nadaje korespondencje do "Wyborczej". Wyraźnie przecież przyznaje już na początku tekstu: "Pozostaliśmy wierni zasadzie, że pomagać będziemy słabym". Chodzi tu przede wszystkim o ministrów Grabarczyka, Klicha i Rostowskiego, którzy dziś bez pomocy premiera nie znaleźliby już roboty nawet przy pasaniu jeleni i lemingów.