Raczej umocnił stereotyp Polaków jako ludzi kierujących się emocjami, irracjonalnych i łatwo się zacietrzewiających.

Jest rzeczą oczywistą, że rozpad strefy euro byłby dla Europy i Unii Europejskiej wielkim wstrząsem – ale Europa nie została zbudowana na wspólnej walucie. Nawet Unia Europejska nie została zbudowana na wspólnej walucie. Wspólna waluta jest jedynie próbą zdyskontowania siły gospodarek narodowych i sięgnięcia po dodatkowe zyski z dostarczenia światu konkurencyjnej względem dolara waluty zapasowej.

Szkoda byłoby się godzić z upadkiem związanych z nią nadziei i utratą poniesionych nakładów, ale jak w wypadku każdego projektu ekonomicznego także i ten ma granice opłacalności. Interesów nie robi się „za wszelką cenę". Wszelką cenę można płacić za dochowanie wierności dogmatom religijnym, a integracja europejska nie jest takowym. W każdym razie nie powinna być. Integracja europejska nie jest też warunkiem pokojowego współżycia państw i narodów. Była Jugosławia miała nie tylko wspólną walutę, ale i wiele wspólnotowych instytucji, o których eurokraci od dawna bezskutecznie marzą, podczas gdy polityczna integracja Szwajcarii do dziś jest dość słaba.

Pan minister wyniósł na europejskie forum histeryczną retorykę, jaką jego rząd i partia uprawiają od czterech lat w kraju. Bezpodstawne uogólnienia, emocjonalne okrzyki – brakowało tylko uświadomienia Europie, że problemom Grecji winna jest atmosfera stworzona przez PiS. Za takie wystąpienie ministra finansów na europejskim forum rząd musi się teraz wstydzić. Szkoda, że nie musi się wstydzić za to, jak na co dzień zachowuje się we własnym kraju.