Na co dział promocji Zamku, a konkretnie p.Izabela Witkowska-Martynowicz wydała oświadczenie dla PAP. A w oświadczeniu tym raczyła napisać, że „o celu sobotniej konferencji i udziale w niej prezesa PiS dowiedzieliśmy się już po rozpoczęciu imprezy. Jako instytucja wypełniająca misję społeczną, kulturalną i oświatową, Zamek Królewski w Warszawie zawsze będzie zajmować neutralne stanowisko w kwestiach politycznych, bez względu na charakter spotkań organizowanych na jego terenie przez inne instytucje".
Oczywiście, oświadczenie było niezbędne, bo bez tego wszyscy uznaliby, że dyrekcja Zamku pozostaje w zmowie z Kaczyńskim, który zaraz z zaskoczenia koronuje się w Sali Stanisławowskiej, albo co może jeszcze straszniejsze zbuduje na dziedzińcu pomnik smoleński. I nie ma się co dziwić, że np. dyrekcja Łazienek Królewskich nie wydała podobnego oświadczenia po słynnym odbytym niegdyś tamże posiedzeniu komitetu wyborczego Komorowskiego, bo to przecież zbieżność zupełnie pozorna, wydarzenia całkiem inne, a w ogóle jak można porównywać spotkanie kulturalnych ludzi do zbiegowiska kaczystów...
Nie ma też co pytać dyrekcji Zamku, czy nie czuje się zażenowana swoją skwapliwością, czy nie boi się, że owa skwapliwość będzie uznana za objaw obaw przed platformerskimi władzami państwa (Ministerstwo Kultury) czy też stolicy. Nie ma co tracić czasu, bo dyrekcja oczywiście zażenowana się nie czuje.
Warto jednak zastanowić się na moment nad tym, jak potworną siłę ma w pewnych segmentach społeczeństwa polityczna presja środowiskowa. Presja, która prowadzi do tego, że poważni, wydawałoby się, ludzie zachowują się niepoważnie, wręcz groteskowo. I wcale tego nie dostrzegają. Nie dlatego, żeby brakowało im inteligencji.
Po prostu – ze strachu.