Dlaczego musieliśmy czekać na to aż 17 dni? Bo tyle czasu potrzebował PSL, by urządzić medialny festiwal spekulacji i przecieków dotyczących kształtu rządu. Dzięki temu zarówno ludowcy, jak i Piechociński byli nieustannie w centrum uwagi, co dla partii, która balansuje na krawędzi progu wyborczego, jest istotne.
W przeciwieństwie do poprzednich medialnych występów ludowców obecny nie odbywał się kosztem Platformy, choć tym razem mogło być jej to na rękę.
Spekulacje dotyczące losów Piechocińskiego skutecznie przykrywały dane zarówno o pogarszającej się sytuacji gospodarczej, jak i te o coraz poważniejszej kondycji służby zdrowia. Trzeba przyznać, że nowemu szefowi PSL pomysłowości nie brakowało. A to wicepremier bez teki, a to trzy zielone koperty, a to coraz to nowe pomysły na to, kto mógłby objąć resort gospodarki.
Występy przerwał premier Donald Tusk, który domagając się, by Piechociński wszedł do rządu i objął tekę ministra gospodarki, wyłożył swoje credo: „rządzenie to odpowiedzialność”.
Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, choć nie pasują one zbytnio do dotychczasowej praktyki rządów PO. Dotąd nieustannie słyszeliśmy bowiem, że rząd za nic nie ponosi odpowiedzialności. Pamiętamy, że według Platformy winę za aferę Amber Gold ponosił PiS, podobnie jak i za skandal z siedzibą Instytutu Pamięci Narodowej.