Aż do soboty, kiedy ów yeti w pełnej okazałości wkroczył na scenę w warszawskiej hali Expo, gdzie pod patronatem PiS odbywała się konwencja Zgromadzenia Obywatelskiego „Czas na zmiany". Publicznie podpisane porozumienie Jarosława Kaczyńskiego, Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry pokazało, że są chwile, gdy niemożliwe staje się możliwe, a nawet konieczne.

Do osiągnięcia jedności niezbędne było jednak przezwyciężenie osobistych ambicji i urazów – a to, jak wiadomo, zazwyczaj bywa znacznie trudniejsze niż uzgodnienie wspólnego programu czy podział miejsc na listach wyborczych. Gowin, człowiek uprawiający politykę romantyczną i dystyngowaną, musiał się przemóc, by zaakceptować metody twardej Realpolitik stosowane od lat przez Kaczyńskiego. Ziobro zaś zacisnął zęby i założył worek pokutny, aby pozwolono mu powrócić do dawnej partii, którą opuszczał, odsądzając jej prezesa od czci i wiary. Obaj jednak byli w sytuacji przymusowej, postawieni pod ścianą politycznego niebytu po klęsce w wyborach europejskich.

Do niczego natomiast nie był zmuszony Jarosław Kaczyński, który od lat ma niejako z urzędu zagwarantowaną dominującą pozycję wśród liderów opozycji. Dlatego to on, jak się wydaje, musiał wykonać największą pracę nad sobą, aby mogło dojść do porozumienia. A warto pamiętać, że przeciwnicy zawsze nazywali go mściwym i pamiętliwym. Albo więc opinia o prezesie PiS była mocno przesadzona, albo prezes największej partii opozycyjnej z wiekiem złagodniał i stał się bardziej koncyliacyjny.

Głównym autorem sukcesu prawicy nie jest jednak ani Kaczyński, ani Ziobro, ani Gowin. Jest nim obecny premier. Taśmy ujawnione przez „Wprost" pokazały, że władza sprawowana przez partię Donalda Tuska nie liczy się ani z konstytucją, ani z zasadami państwa prawa, ani z bezpieczeństwem budżetu. I – co gorsza – nie zamierza się przyznać do błędu, tylko brnie w kłamstwa i manipulacje.

A skoro tak, skoro krajem rządzą ludzie nieodpowiedzialni i państwo polskie po-?woli przestaje istnieć, to łatwo było przekonać polityków mniejszych i większych ugru-?powań prawicowych, że dziś politycznym obowiązkiem uczciwych ludzi jest posłuchać hasła „wszystkie ręce na pokład". Nawet jeśli kapitanem jest nie zawsze lubiany Jarosław Kaczyński.