Skokowy wzrost poparcia dla Platformy, który nastąpił po odejściu Donalda Tuska i nominowaniu Ewy Kopacz na premiera, ciągle się utrzymuje. I to niezależnie od drobnych wpadek, które od czasu do czasu przytrafiają się pani premier. Te większe zaś, jak wywiad Radosława Sikorskiego, w którym przytacza on rzekome słowa Władimira Putina do Donalda Tuska o rozbiorze Ukrainy, nie przełożą się na wyniki wyborów lokalnych.

Po pierwsze, z tego powodu, że rzecz dotyczy czasów zamierzchłych, bo 2008 roku i ludzi, którzy dzisiaj są już w zupełnie innych rolach. Po drugie, trudne jest do wytłumaczenia wyborcom, co ewentualnie obciąża uczestników historycznego już zdarzenia ?i jak się to wszystko ma do wyborów radnych, wójtów czy prezydentów miast. Wtłoczenie tamtych wydarzeń w logikę wyborów samorządowych jest niemożliwe. Tym bardziej że premier Kopacz, udzielając ostrej reprymendy Sikorskiemu, zminimalizowała ewentualne straty.

Gdyby któremuś z ministrów PO przydarzyła się taka wpadka jak ministrowi rolnictwa Markowi Sawickiemu, który zaatakował elektorat własnej partii, oskarżając go o frajerstwo, to sytuacja byłaby zupełnie inna. To zresztą też widać w sondażu IBRIS przeprowadzonym po wywiadzie Sawickiego. PSL straciło w nim aż 4 punkty procentowe od ostatniego badania. Jeżeli jednak PO ustrzeże się przed takimi zdarzeniami, to bardzo możliwe, że dowiezie sondażowy remis z PiS aż do 16 listopada.