Bezpłatny dostęp do dzieł to zysk pośredników

Mamy niezwykle liberalne przepisy w zakresie dozwolonego użytku utworów i najniższe w Europie opłaty kompensacyjne dla twórców – zauważa mecenas Dominik Skoczek w rozmowie z Markiem Domagalskim.

Publikacja: 17.03.2014 08:05

Dominik Skoczek, radca prawny

Dominik Skoczek, radca prawny

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Rz: Komisja Europejska ponad dwa miesiące temu zainicjowała szerokie konsultacje społeczne wielu aspektów funkcjonowania prawa autorskiego w Europie. Jaki jest ich cel?

Dominik Skoczek, radca prawny:

Do końca swojej kadencji Komisja Europejska chce opublikować tzw. białą księgę, która zawierałaby szczegółowe wytyczne dla jej nowego składu co do kierunku zmian europejskiego prawa autorskiego. Wyniki konsultacji mają dać Komisji Europejskiej materiał do analizy, która doprowadzić może w przyszłości do zmiany podstawowej dyrektywy  o prawie autorskim w społeczeństwie informacyjnym z 2001 r. lub przyjęcia zupełnie nowej uwzględniającej współczesne potrzeby społeczne i technologiczne.

Jaki jest zakres merytoryczny konsultacji?

Treść pytań jednoznacznie sugeruje, że chodzi głównie o osłabienie roli twórców oraz producentów czy wydawców inwestujących w prawnie chronione treści.

Komisja Europejska wyraźnie chce doprowadzić do uelastycznienia przepisów o dozwolonym użytku, który pozwala każdemu korzystać z utworów bez konieczności uzyskiwania zgody twórców. To bezpośrednio uderza w interesy twórców, więc Komisja dla pozornej równowagi zadała kilka pytań o wynagrodzenia dla twórców, tzn. czy w świecie cyfrowym są należycie zabezpieczone. Oczywiście nie są, stąd niezbędne jest przy okazji tej reformy ujednolicenie przepisów o opłatach od czystych nośników czy wprowadzenie dodatkowego wynagrodzenia dla twórców filmowych za eksploatację ich utworów w internecie.

Stawiane są też ważne kwestie dotyczące odpowiedzialności serwisów internetowych zarabiających na tym, że   treści krążą w sieci. Chodzi przede wszystkim o wyszukiwarki i serwisy typu YouTube zapewniające platformy wymiany filmów czy muzyki przez użytkowników internetu. Postrzegam to jako wyraźny sygnał, że Bruksela zaczyna zauważać, że na oferowanym darmowym dostępie do rozrywki krocie zarabiają przede wszystkim pośrednicy internetowi.

Czy rzeczywiście każdy może mieć wpływ na zmianę prawa autorskiego?

Do konsultacji zostali zaproszeni wszyscy, którzy chcieli się wypowiedzieć o przyszłości prawa autorskiego. Obszerny kwestionariusz, zawierający 80 szczegółowych pytań, mógł zostać wypełniony przez firmy internetowe, telekomy i przedstawicieli organizacji biznesowych, a także przez stowarzyszenia twórców i organizacje zbiorowego zarządzania oraz indywidualnych użytkowników internetu. Zaskoczenie budził jednak fakt, że konsultacje były prowadzone w bardzo szybkim tempie i już pod koniec marca ma zostać podjęta w gronie Komisji decyzja kierunkowa co do przyszłego kształtu reformy. Jest praktycznie niemożliwe, aby w kilka tygodni dokonać wszechstronnej oceny kilkunastu tysięcy stanowisk zebranych w   konsultacjach oraz sformułować konkluzję w formie przemyślanego oficjalnego dokumentu, szczególnie w tak skomplikowanej i kontrowersyjnej materii. Sprawia to wrażenie całkowitej fasadowości procesu konsultacji, w których być może nie chodzi o zebranie opinii, tylko o to, żeby się po prostu odbyły, a projekt zmian i tak jest już gotowy.

Kto jest silniejszy w tym sporze: internauci ?czy firmy zarządzające utworami, a może ?ktoś inny?

W mojej ocenie spór nie toczy się między internautami i organizacjami zbiorowego zarządzania czy producentami treści. ?W interesie twórców i ozz jest, aby filmy czy muzyka były jak najszerzej udostępniane na wielu polach eksploatacji. Im więcej osób pójdzie do kina na nowy film polskiego reżysera czy obejrzy go w legalnych serwisach VOD, tym więcej korzyści uzyska twórca i producent, czy to z opłat licencyjnych, czy z tantiem.

Obecnie zdecydowanie silniejszymi podmiotami są firmy internetowe, często międzynarodowe korporacje, które czerpią olbrzymie zyski finansowe z wymiany plików z filmami i muzyką w sieci. Wyszukiwarki internetowe, platformy zapewniające dostęp do utworów, serwisy społecznościowe same nie produkują żadnych treści, korzystają jedynie z cudzych. Udostępniają swoje usługi użytkownikom za darmo, uzyskując korzyści zupełnie gdzie indziej. Zarabiają przede wszystkim na ruchu w sieci, który bezpośrednio przekłada się na wpływy z reklam. Dodatkowo użytkownicy takich serwisów „płacą" za darmową usługę swoimi danymi osobowymi i całym zasobem informacji o własnych przyzwyczajeniach, zainteresowaniach, kontaktach towarzyskich. Wszystko to ma dla serwisów, takich jak Google czy Facebook, określoną, całkowicie wymierną cenę, mogą bowiem docierać z indywidualną reklamą bezpośrednio do zainteresowanych, co oczywiście przekłada się na wyższe zyski finansowe.

Nie nazwie pan ich chyba piratami?

Firmy te działają oczywiście legalnie, czasem nawet podpisują umowy z niektórymi grupami uprawnionych twórców, jednak wynagrodzenia, jakie ostatecznie spływają do indywidualnych autorów, nie przekraczają sum trzycyfrowych w skali roku. Skala potencjalnych strat autorów jest natomiast gigantyczna. Na YouTube jest mnóstwo utworów umieszczonych tam przez użytkowników nielegalnie.

Twórcy mogą żądać ich usunięcia ...

Właściciel serwisu często reaguje nawet na informacje o naruszeniach, ale trzeba nieustannie monitorować ten i inne serwisy, by każdorazowo indywidualnie zgłaszać prośby o usunięcie każdego pliku z filmem, których kopii mogą być setki i ciągle pojawiają się nowe.

A piraci ?

Serwisy pirackie są najbardziej uprzywilejowaną grupą. Jest ich niezliczona ilość, w ogóle nie płacą nic autorom i nie udostępniają żadnych narzędzi, nawet nie w pełni skutecznych, do usuwania pirackich plików czy linków. Udostępnianie utworów w internecie coraz częściej odbywa się właśnie za pośrednictwem linków. Powstało mnóstwo serwisów internetowych, które same w ogóle nie oferują żadnych treści, jedynie odsyłają do innych stron, na których internauci mogą ściągnąć lub obejrzeć nielegalne materiały (filmy, muzykę, transmisję sportową). Podmioty nastawione  wyłącznie na przekierowywanie do stron z nielegalnymi utworami powinno się ścigać na takich samych zasadach jak bezpośrednich naruszycieli. Zarabiają oni po prostu na łamaniu prawa, chociaż sami bezpośrednio nie udostępniają nielegalnych treści.

Dlaczego są nie do ruszenia?

Zarówno platformy w rodzaju YouTube, jak i serwisy pirackie korzystają ze specjalnych przywilejów zawartych w unijnej dyrektywie o handlu elektronicznym, a w Polsce w ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Zwolnione są od jakiejkolwiek odpowiedzialności (cywilnej czy karnej), jeżeli tylko wykażą, że po uzyskaniu wiedzy o nielegalnym pliku czy linku na ich stronie zablokują do niego dostęp. ?Zwolnienie to jest jednak nagminnie nadużywane i w praktyce uprawnieni twórcy czy producenci musieliby wynająć specjalistyczne firmy zajmujące się monitoringiem sieci i zgłaszaniem naruszeń. Pojedynczych twórców na to nie stać. Na postulowanym przez środowiska konsumenckie swobodnym dostępie do kultury, który de facto jest darmowym dostępem do rozrywki, zarabiają więc przede wszystkim pośrednicy internetowi.

Po czyjej stronie w tym sporze jest Unia ?

Analizując treść zadanych pytań, można zauważyć, że Komisja Europejska zdaje się nie w pełni dostrzegać oczywiste okoliczności, że olbrzymie ilości utworów eksploatowane są w internecie bez zgody twórców. Autorzy mogą się często jedynie bezradnie przyglądać, jak osoby nieuprawnione czerpią zyski z ich twórczości. Powstało wiele modeli biznesowych, nastawionych wyłącznie na pasożytowanie na cudzej własności. Ich wspólną cechą jest brak kreowania wartości dodanej, a także przejmowanie przychodów i korzyści, które powinny przypadać faktycznym wytwórcom i producentom treści kulturowych.

Czy Unia ma jakąś spójną wizję reformy prawa autorskiego?

Nie widać w działaniach Komisji Europejskiej spójnej wizji. Załatwiane są pojedyncze sprawy, takie jak kwestia dzieł osieroconych czy zasady funkcjonowania organizacji zbiorowego zarządzania (na początku lutego przyjęta została dyrektywa w tej sprawie). Brakuje jednak jakiegoś całościowego spojrzenia. Bez rewizji zasad wyłączenia odpowiedzialności w dyrektywie o handlu elektronicznym, bez włączenia pośredników internetowych do walki z piractwem niewiele się uda zmienić. Może następować jedynie dalsza marginalizacja twórców i przemysłu kreatywnych z takich krajów jak Polska, które ze względów przede wszystkim językowych nie są w stanie czerpać korzyści z globalnego obrotu prawami autorskimi w internecie.

Czy rzeczywiście, jak twierdzą niektórzy, pytania świadczą o elastycznym podejściu Komisji Europejskiej do dozwolonego użytku?

Być może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale bez dozwolonego użytku niemożliwe byłoby skopiowanie dla rodziny czy najbliższych przyjaciół zakupionej piosenki na płycie CD czy nagranego filmu z telewizji. Potrzebna byłaby za każdym razem zgoda autora dzieła. Zagwarantowana przez prawo wolność korzystania z utworów bez niczyjej zgody  prowadzi jednak do niewątpliwych strat finansowych po stronie twórców, które powinny być rekompensowane. W większości krajów europejskich odbywa się to w formie opłat pobieranych przez organizacje zbiorowego zarządzania od producentów urządzeń i czystych nośników służących do prywatnego kopiowania (w Polsce zwanych opłatami od czystych nośników).

Obecne prawo unijne określa zamkniętą listę 20 wyjątków (dopuszczalnych form dozwolonego użytku), częściowo opcjonalnych, obejmujących różne sposoby korzystania z utworów (np. wspomniana możliwość prywatnego kopiowania, swobodny użytek dla bibliotek, archiwów czy muzeów, dla osób niepełnosprawnych itp.). Komisja Europejska chce bardziej uelastycznić te przepisy. Chce wiedzieć, czy lista wyjątków powinna zostać rozszerzona czy ograniczona, stać się obowiązkowa lub podlegać bardziej elastycznej wykładni.

Jak pan ocenia obecną regulację dotyczącą dozwolonego użytku?

Uważam, że lista wyjątków jest wystarczająca i nie należy jej rozszerzać. Myślę jednak, że można się zastanowić nad wprowadzeniem obowiązkowej listy, czyli narzucić wszystkim krajom Unii Europejskiej wprowadzenie takiego samego zakresu dozwolonego użytku. Będzie to korzystne dla konsumentów i bardziej przejrzyste, jeśli chodzi o dozwolone przez prawo sposoby korzystania z utworów. Polska ma jedne z najbardziej liberalnych przepisów w sprawie dozwolonego użytku (czyli więcej u nas można zrobić z utworem bez zgody twórców). Jednocześnie mamy najniższy w Europie poziom opłat kompensacyjnych, czyli polscy twórcy ponoszą największe straty z tak szeroko zakreślonych wolności korzystania z utworów. Ujednolicenie przepisów regulujących dozwolony użytek na szczeblu Unii Europejskiej byłoby zatem korzystne dla polskich konsumentów i dla twórców.

Autor jest radcą prawnym, prowadzi kancelarię specjalizującą się w prawie autorskim, jest doradcą zarządu Stowarzyszenia Kreatywna Polska

Praca, Emerytury i renty
Nie wszyscy uprawnieni dostaną 13. emeryturę w tej samej wysokości. Od czego zależy kwota?
Prawo karne
Rośnie przestępczość obcokrajowców. Potrzebna nowa strategia
Zawody prawnicze
Państwo nie chce już płacić milionów komornikom za przymusową emeryturę
Sądy i trybunały
Prawnicy kojarzeni z poprzednią władzą jednoczą siły. Inicjatywa wyszła z TK
Konsumenci
Jest pierwszy „polski” wyrok dotyczący sankcji kredytu darmowego