Choć wciąż regularnie ukazują się raporty rysujące świetlane perspektywy dla sprzedaży internetowej, to widać, że rozwój mocno traci tempo. Jeszcze dwa lata temu część sieci handlowych przewidywała rychłe przekroczenie poziomu 20 proc. udziału e-commerce w sprzedaży, zwłaszcza towarów najpopularniejszych wśród internautów jak elektronika, książki czy ubrania.
Realia są skromniejsze – na koniec czerwca 2015 r. 16,3 proc. zakupów sprzętu przypadało na internet i ten wynik jest stabilny od miesięcy – w ciągu roku wzrósł o 1,5 pkt proc. Może mieć na to wpływ fakt, że Polacy, nawet jeśli kupują w internecie, to aby ograniczyć koszty, wybierają darmową dostawę z odbiorem towaru w sklepie tradycyjnym.
Internet kontra bariery
– Trendy sprzedaży na całym świecie pokazują, że sprzedaż stricte internetowa ma ograniczenia. To nie e-sklepy promują odbiór w sklepach tradycyjnych czy ograniczają sprzedaż internetową – mówi Tomasz Siedlecki, dyrektor marketingu Euro-net, właściciela sieci RTV Euro AGD. Jej sklep internetowy Euro.com.pl ma w przypadku e-sprzedawców elektroniki najwięcej użytkowników. W lipcu było to 2,7 mln, konkurencyjne Media Expert i Media Markt miały ich po niemal 1,7 mln.
W branży od dawna furorę robi pojecie „omnichannel", czyli połączenie wszystkich sposobów sprzedaży w jeden. Czasami klient wybiera towar w sieci, a kupuje w tradycyjnym sklepie bądź przez komórkę i na odwrót.
– Klient wybiera najłatwiejszą dla niego formę zapoznania się z ofertą oraz odbioru produktu. Wbrew pochopnym ocenom sprzed kilku lat całkowite przejście na kontakt wirtualny nie leży w interesie klienta i nie jest przez niego najczęściej wybieraną formą kontaktu ze sprzedawcą – uważa Tomasz Siedlecki.