Ekonomiści: Stać nas na 100 mld zł pomocy gospodarce

Polska wciąż nie wyczerpała wszystkich zasobów na walkę ze skutkami pandemii – oceniają ekonomiści. Możliwe są jeszcze duże programy antykryzysowe, jednak pod pewnymi warunkami.

Aktualizacja: 02.11.2020 06:01 Publikacja: 01.11.2020 21:00

Ekonomiści: Stać nas na 100 mld zł pomocy gospodarce

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

– Kryzys to nie czas na oszczędzanie – stwierdził prof. Olivier Blanchard, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w piątkowej rozmowie z Polskim Instytutem Ekonomicznym. I dodał, że finansowanie inwestycji publicznych długiem jest lepszym rozwiązaniem niż zaciskanie pasa, a konstytucyjne limity długu to „nierozsądne rozwiązanie".

To nie pierwsza taka wypowiedź tego ekonomisty, zresztą nawoływania w podobnym tonie słychać też choćby z samego MFW czy Banku Światowego. Pytanie, czy to dobra strategia także dla Polski.

Czynnik zewnętrzny

– Przy tego rodzaju szoku, z jakim mamy do czynienia, wydaje się, że tak – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego. – Obecnie nie istnieje dylemat moral hazard, nie mamy poczucia, że płacimy za czyjeś błędy. Pandemia to czynnik czysto zewnętrzny, a niesie coraz większe ryzyko dla gospodarki. A to wymaga dużej, choć bardzo przemyślanej, pomocy finansowej ze strony państwa. Głosy, by za wszelką cenę utrzymać dyscyplinę fiskalną, są obecnie na marginesie – uzasadnia Bujak.

Czytaj także: Inflacyjna huśtawka. Tanieje nie tylko żywność

– Wypowiedzi prof. Blancharda oceniłbym jako kontrowersyjne, ale rzeczywiście mieszczą się one w głównym nurcie prezentowanym przez instytucje międzynarodowe. Te instytucje zastrzegają, iż jest to strategia dla tych krajów, które mogą sobie na to pozwolić zarówno pod względem nominalnej wartości długu, jak i kosztów jego obsługi – podkreśla Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Przestrzeń jest

Czy Polska może sobie na to pozwolić? Jeśli chodzi o kondycję finansów publicznych, rząd uspokaja, że jest ona względnie dobra. Na tym tle niezwykle groźnie zabrzmiały jednak analizy, potwierdzone przez Eurostat, pokazujące, że w II kwartale deficyt w finansach w Polsce był prawie najwyższy w całej UE i wyniósł 16,4 proc. PKB, czyli jedną szóstą wartości całej naszej gospodarki!

Takie wyliczenie podchwyciła opozycja, alarmując, że nie stać nas już na żadną pomoc, a ewentualny drugi impuls fiskalny praktycznie położyłby nas na łopatki.

Na szczęście tak duży deficyt jest liczony tylko w odniesieniu do PKB w II kwartale. W skali całego roku będzie znacznie niższy. Ministerstwo Finansów prognozuje, że deficyt sięgnie 12 proc. PKB, a zadłużenie wzrośnie o 15 proc. PKB. Te wskaźniki wyznaczają pewien limit dla działań rządu i – co ważne – dotychczas ten limit nie został wyczerpany (wydatki na tarcze antykryzysowe to 100–150 mld zł, czyli poniżej 5 proc. PKB.)

– Myślę, że Polska ma jeszcze sporą przestrzeń, największą z dziesięciu największych gospodarek UE, by zrealizować duży impuls – podkreśla Bujak. Jego zdaniem, biorąc pod uwagę, że dotychczas programy pomocowe nie pochłonęły całej zarezerwowanej na ten cel puli, możliwe jest wygospodarowanie do 100 mld zł w dosyć krótkim czasie. – A gdyby była potrzeba, może nawet drugie tyle bez naruszania stabilności finansów publicznych – zauważa Bujak.

Nie ile, ale na co

Ekonomiści ING Banku Śląskiego wyliczyli, że dodatkowy impuls, jaki może jeszcze „wygenerować" państwo, to ok. 100 mld zł. – Ale trzeba pamiętać, że to wszystko jest nowym długiem. Blanchard nawołuje: wydawajcie, zadłużajcie się, i w pewnym sensie zgoda. Ale ważne jest, jak i na co wydajemy, a nie tylko, ile wydajemy – zaznacza Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Nie możemy wszystkiego wydać tylko na utrzymanie zatrudnienia. Trzeba tak ukierunkować wsparcie, by wspierać też siłę gospodarki w przyszłości, te sektory, które mają największe szanse dynamizować koniunkturę w postcovidowych warunkach, chcemy spłacić te długi w przyszłości z wyższego wzrostu PKB, a nie z wyższej inflacji – ostrzega.

– W Polsce trzeba się przede wszystkim skupić na tym, by wzrost deficytu i długu był rzeczywiście poświęcony na aktywne zwalczanie skutków pandemii – zaznacza Jankowiak. – Moim zdaniem takie pozycje budżetowe, jak 13. czy 14. emerytura, 500+ rozdawane wszystkim bez limitów, nie są instrumentami walki z pandemią. A kosztują kilkadziesiąt miliardów złotych, które można by przeznaczyć na ochronę zdrowia czy programy osłonowe dla gospodarki – radzi.

Wydatki wyższe o 95 mld zł

W II kwartale 2020 r. deficyt sektora general government wyniósł 86,3 mld zł – podał Eurostat.

W ujęciu 12-miesięcznym wzrósł do 5,6 proc. PKB, a w samym II kw. wyniósł 16,4 proc. PKB (wobec 2,2 proc. PKB w I kw.) i należał do najwyższych w UE. Jak analizuje Pekao SA, wzrost deficytu kwartał do kwartału to przede wszystkim konsekwencja wyższych o 95 mld zł wydatków (20,2 pkt. proc. PKB) przy wzroście dochodów o ok. 28 mld zł (6,0 pkt proc. PKB). Pomoc rządowa prawie w całości została odzwierciedlona po stronie wydatkowej, głównie w kategorii subsydia. Wzrosły także inwestycje oraz transfery socjalne. – Pomimo iż Polska należała wiosną do krajów najmniej dotkniętych pandemią, to wzrost deficytu należał do najwyższych w UE. Jednocześnie skala spadku PKB w Polsce była wyraźnie niższa niż w większości krajów Unii – zwracają uwagę ekonomiści Pekao SA.

Opinia dla „rzeczpospolitej"

Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP

Trzeba słuchać różnych głosów. Jak pokazują analizy Europejskiej Rady Budżetowej czy MFW, Polska, ma trwale niezbilansowane finanse publiczne. Po kryzysie, nawet po odliczeniu efektów programów pomocowych, nasz deficyt strukturalny będzie wynosić ok. 100 mld zł! To pokazuje, że wydatki publiczne nie mają trwałego pokrycia w dochodach. Wcześniej czy później trzeba będzie zacząć naprawę finansów państwa. Jeśli chodzi o możliwości drugiego impulsu fiskalnego, to wydaje się, że jest na to pewna przestrzeń budżetowa, ale nie na taką skalę jak wiosną. Wówczas skala niestandardowych operacji banku centralnego była porównywalna do zastosowanej w największych gospodarkach. Obawiam się, że sektor bankowy i NBP w dużej mierze wyczerpały potencjał takich interwencji.

– Kryzys to nie czas na oszczędzanie – stwierdził prof. Olivier Blanchard, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w piątkowej rozmowie z Polskim Instytutem Ekonomicznym. I dodał, że finansowanie inwestycji publicznych długiem jest lepszym rozwiązaniem niż zaciskanie pasa, a konstytucyjne limity długu to „nierozsądne rozwiązanie".

To nie pierwsza taka wypowiedź tego ekonomisty, zresztą nawoływania w podobnym tonie słychać też choćby z samego MFW czy Banku Światowego. Pytanie, czy to dobra strategia także dla Polski.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Lepsza codzienność: Polacy uważają, że UE zmienia ich życie osobiste
Gospodarka
Tomasz Gajderowicz, Instytutu Badań Edukacyjnych: Erasmus pomógł zrobić z nas euroentuzjastów
Gospodarka
Dobre dwie dekady dla Polski w UE. Kolejne też będą sukcesem?
Gospodarka
Na ile lat wojny wystarczy Ukrainie konfiskata wszystkich rosyjskich aktywów
Gospodarka
Francja zachowała niższy rating, inwestorów to nie zniechęca
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?