– Cała zatwierdzona pomoc państwa była konieczna i proporcjonalna w celu wspierania przedsiębiorstw i zaradzenia poważnym zaburzeniom w europejskiej gospodarce spowodowanym wybuchem koronawirusa. Jednocześnie istnieją ogromne różnice w wysokości pomocy przyznawanej przez państwa członkowskie, która wydaje się powiązana z dostępną przestrzenią fiskalną, a także z wielkością ich gospodarek – mówi „Rzeczpospolitej" Arianna Podesta, rzeczniczka KE.
Niemcy i długo nikt
Mówiąc dokładniej, Niemcy zgłosiły około 51 proc. zatwierdzonej pomocy państwa, Francja – 17 proc., Włochy – 15,5 proc., Wielka Brytania – 4 proc., Belgia – 3 proc., wreszcie Polska – 2,5 proc. Udział innych państw wynosi od 0,1 do 1,4 proc. całkowitej kwoty 1,95 biliona euro.
Przewaga Niemiec jest ogromna, nawet biorąc pod uwagę fakt, że to największa gospodarka UE. Bo udział produktu krajowego brutto Niemiec w PKB UE to 21 proc., a proporcja pomocy publicznej to – przypomnijmy – 51 proc. Nikt nie uruchomił aż tak zmasowanej akcji pompowania pieniędzy w czasach pandemii. Berlin robi to, bo może. Niemcy dysponują największym budżetem, w dodatku od kilku lat utrzymywali finanse publiczne w stanie równowagi, mają więc większą przestrzeń fiskalną niż np. Francja czy Włochy.
Dla Polski nie musi to być zła informacja. Po pierwsze, nasz tarcza antykryzysowa jest w miarę hojna w porównaniu z innymi państwami UE. – Polska jest w czołówce państw UE, jeśli chodzi o skalę pomocy liczoną w stosunku do PKB. Z sukcesem notyfikujemy w KE kolejne transze pomocy. Tarcza finansowa PFR, ochrona miejsc pracy, gwarancje kredytowe BGK, wsparcie płynności sektora finansowego przez NBP to razem około 15 proc. w relacji do naszego PKB – mówi „Rzeczpospolitej" Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich. Po drugie, jeśli niemiecka gospodarka szybko zacznie wychodzić z kryzysu, to będzie dla nas bardzo dobra informacja, bo polskie firmy jako kooperanci bardzo zależą od niemieckiej koniunktury.
Podobnie zresztą, słyszymy nieoficjalnie w KE, będzie z efektem dla całej UE: jeśli jedno państwo wydaje wyraźnie więcej, to przecież skorzystają na tym dostawcy z innych państw. Innymi słowy, to szybsze ożywienie w jednym kraju, np. Niemczech, powinno promieniować na innych.
Dla kogo wspólny rynek
Ale jednocześnie nieoficjalnie słychać coraz więcej wątpliwości dotyczących przyszłości jednolitego rynku. Już przed wybuchem epidemii był on mocno zróżnicowany, ale wspólna waluty dla grupy państw strefy euro, fundusze strukturalne dla biedniejszych państw członkowskich, wreszcie unijne zasady konkurencji uniemożliwiające najbogatszym dotowanie swoich firm i zwiększanie ich przewagi konkurencyjnej miały prowadzić do zmniejszania różnic. Związane z pandemią zawieszenie zakazu pomocy państwa może ten proces odwrócić.