Trudno uwierzyć, jak juanowi, zwanemu również reminbi, w tak krótkim czasie udało się dołączyć do walutowej pierwszej ligi. W końcu na chińskich banknotach wciąż widnieje wizerunek komunistycznego dyktatora Mao Zedonga, a kurs reminbi nie jest jeszcze w pełni uwolniony, poruszając się w ramach pasma wahań ustalonego przez bank centralny.
Mimo to w poniedziałek Rada Zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego debatowała nad tym, czy włączyć ją od września 2016 r. do koszyka walut rezerwowych Funduszu. Do zamknięcia tego wydania „Rz" nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji, ale zdaniem wielu ekonomistów jest to już tylko formalność. Na konieczność włączenia juana do elitarnego grona walut rezerwowych obok dolara, euro, jena i funta wskazywali eksperci MFW, a USA pogodziły się z tym scenariuszem. Wszak juan jest już drugą pod względem popularności walutą w światowym handlu.
Luzowana kontrola
Juan jest wymienialny dopiero od 1996 r. Aż do 2004 r. chińskie regulacje nie pozwalały na używanie go do transakcji zagranicznych. Ograniczenia te władze ChRL znosiły stopniowo – początkowo pozwalając na transakcje juanowe w Hongkongu oraz na terenach graniczących z Chinami. Dopiero w 2007 r. doszło do pierwszej emisji obligacji juanowych (obligacje dim sum) na międzynarodowych rynkach.
Powodem utrzymywania takich restrykcji była chęć kontroli kursu narodowej waluty oraz przepływów kapitału. Mimo że chińska gospodarka rozwijała się na początku XXI w. w tempie zbliżonym do 10 proc. rocznie (w przedkryzysowym 2007 r. wzrost PKB sięgnął tam aż 14,2 proc.), to władze ChRL aż do połowy zeszłego roku utrzymywały kurs juana na poziomie niewiele zmienionym od połowy lat 90. Część ekonomistów (m.in. noblista Paul Krugmann) wskazywała, że w ten sposób Chiny dopuszczały się walutowego protekcjonizmu: sztucznie zaniżając kurs juana, sprawiały, że chińskie wyroby mogły lepiej konkurować cenowo na światowych rynkach.
Monetarny protekcjonizm Chin wywoływał niepokój Stanów Zjednoczonych. Kongres i Departament Skarbu przez ostatnie dziesięć lat wielokrotnie wskazywały, że Chiny utrzymują kurs juana na nieuzasadnionym niskim poziomie. Chińczycy nie byli jednak głusi na te ostrzeżenia. Od 2005 r. zaczęli stopniowo zmniejszać powiązanie swojej waluty z dolarem, zwiększając zakres dopuszczalnych wahań. Co prawda po wybuchu światowego kryzysu w 2008 r. chińskie władze wstrzymały na pewien czas uwalnianie kursu juana, ale później jego umocnienie było kontynuowane. Choć kilkudniowa dewaluacja chińskiej waluty w sierpniu 2015 r. wywołała gwałtowną przecenę na światowych rynkach, to w długim terminie wydaje się ona mieć małe znaczenie. Od 2005 r. zyskał on 23 proc. na wartości wobec dolara. Amerykański Departament Skarbu przestał w tym roku określać juana jako walutę „znacząco niedowartościowaną" (wskazuje jedynie, że ma ona wciąż duży potencjał do aprecjacji). Kurs juana nadal porusza się w paśmie wahań ustalonym przez Ludowy Bank Chin, ale wydaje się, że w nadchodzących latach będzie on podlegał coraz mniejszej kontroli.