W II kwartale produkt krajowy brutto Polski – szeroka miara aktywności w gospodarce – powiększył się o 5,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2017 r., po wzroście o 5,2 proc. w I kwartale. Część ekonomistów spodziewała się wprawdzie nawet lepszego wyniku, ale trudno mówić o rozczarowaniu. Tak dobrej passy jak w minionych czterech kwartałach polska gospodarka nie miała już od dekady. Gdy okazało się, że w III kwartale ub.r. po raz pierwszy od 2011 r. tempo wzrostu PKB przekroczyło 5 proc., ekonomiści powszechnie oceniali, że to był szczytowy punkt obecnego cyklu koniunkturalnego. Kolejne miesiące pokazały jednak, że zamiast na szczyt, gospodarka wspięła się na płaskowyż, na którym pozostała do dziś. I choć teraz czeka ją zejście, wszystko wskazuje na to, że będzie łagodne.
Wąski klub 4+
Po oczyszczeniu z wpływu czynników o charakterze sezonowym – czyli zgodnie z unijną konwencją prezentacji tych danych – PKB Polski w II kwartale urósł o 5 proc. rok do roku, tak samo jak w pierwszych trzech miesiącach roku. Takim tempem rozwoju w tym okresie nie mogło się pochwalić żadne spośród 21 państw UE, które już opublikowały rachunki narodowe za II kwartał. Ponad 4-proc. tempo wzrostu PKB odnotowały tylko Węgry, Łotwa i Rumunia.
W porównaniu z I kwartałem br. PKB Polski powiększył się o 0,9 proc., po zwyżce o 1,6 proc. To najsłabszy wynik od roku. – Ten odczyt wpisuje się w kreślony już od dość dawna scenariusz, wedle którego gospodarka mija szczyt obecnego cyklu. Ale warto przypomnieć, że tego szczytu wypatrywaliśmy już w połowie ub.r., on się wyraźnie przesunął – skomentowała na antenie Parkiet TV Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP. Według niej w kolejnych kwartałach roczne tempo wzrostu będzie malało w kierunku 4 proc., ale w całym 2018 r. PKB i tak powiększy się o około 5 proc., po 4,6 proc. w ub.r. Podobne oczekiwania mają m.in. ekonomiści mBanku i Credit Agricole.
Dlaczego gospodarka ma stopniowo tracić impet? Analitycy uważają, że słabł będzie dotychczasowy motor rozwoju, czyli wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych. Hamuje bowiem wzrost ich dochodów, m.in. w związku z coraz wolniejszym wzrostem zatrudnienia. Zwolni też prawdopodobnie wzrost inwestycji, szczególnie infrastrukturalnych. – Sektor budowlany dociera do granic swoich mocy wytwórczych – tłumaczy Piotr Bielski, ekonomista z BZ WBK.