– Wszystko sprowadza się do tego, że rząd chce mieć spokój – opowiada „Rzeczpospolitej" uczestnik ostatnich negocjacji z górniczymi związkowcami na Śląsku. – Rząd jest jak klient kawiarni, który delektuje się kawą, gdy nagle podchodzi do niego obcy mężczyzna i chce się napić z jego filiżanki. Klient odmawia, więc nieznajomy wkłada palec do kawy.
Co robi klient? Wychodzi, bo nie chce się narażać szaleńcowi i chce mieć spokój. – Właśnie tak wyglądają relacje między rządem a związkowcami – mówi menedżer. I ostrzega, że gdy związkowcy raz zamoczą palec, zaraz wepchną tam całą rękę. A potem zażądają kolejnej kawy.
Bo to nie argumenty ekonomiczne i społeczne, ale słupki poparcia decydują o wyniku rozmów zarządów państwowych firm ze związkami.
Związkowcy z trenerami
W ostatnich miesiącach najbardziej burzliwe negocjacje dotyczyły przyszłości Kompanii Węglowej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Ale w poprzednich latach spotkań w państwowych firmach, gdzie karty rozdawali związkowcy, było równie dużo. Rozmawialiśmy z menedżerami, którzy mieli okazję w tych negocjacjach uczestniczyć. Zgodzili się na rozmowę tylko pod warunkiem zachowania anonimowości.
Liderzy związkowi, zwłaszcza ci na Śląsku, to wytrawni gracze – przekonują negocjatorzy. Zmieniają się zarządy firm, politycy, a liderzy związkowi pozostają ci sami. To oni są górą, choć nie skończyli takich uczelni i takich kursów jak prezesi, których odwołują.