Rządowi negocjatorzy nie dają rady związkowcom

Gdy w grę wchodzi szantaż, ze związkami zawodowymi trzeba negocjować jak z terrorystami – radzą doświadczeni negocjatorzy.

Aktualizacja: 25.02.2015 07:08 Publikacja: 24.02.2015 21:00

Rozmowy ze związkami zawodowymi zawsze są trudne – podkreślają specjaliści. Tym bardziej gdy w grę w

Rozmowy ze związkami zawodowymi zawsze są trudne – podkreślają specjaliści. Tym bardziej gdy w grę wchodzą strajk albo protest głodowy

Foto: Fotorzepa/Piotr Guzik

– Wszystko sprowadza się do tego, że rząd chce mieć spokój – opowiada „Rzeczpospolitej" uczestnik ostatnich negocjacji z górniczymi związkowcami na Śląsku. – Rząd jest jak klient kawiarni, który delektuje się kawą, gdy nagle podchodzi do niego obcy mężczyzna i chce się napić z jego filiżanki. Klient odmawia, więc nieznajomy wkłada palec do kawy.

Co robi klient? Wychodzi, bo nie chce się narażać szaleńcowi i chce mieć spokój. – Właśnie tak wyglądają relacje między rządem a związkowcami – mówi menedżer. I ostrzega, że gdy związkowcy raz zamoczą palec, zaraz wepchną tam całą rękę. A potem zażądają kolejnej kawy.

Bo to nie argumenty ekonomiczne i społeczne, ale słupki poparcia decydują o wyniku rozmów zarządów państwowych firm ze związkami.

Związkowcy z trenerami

W ostatnich miesiącach najbardziej burzliwe negocjacje dotyczyły przyszłości Kompanii Węglowej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Ale w poprzednich latach spotkań w państwowych firmach, gdzie karty rozdawali związkowcy, było równie dużo. Rozmawialiśmy z menedżerami, którzy mieli okazję w tych negocjacjach uczestniczyć. Zgodzili się na rozmowę tylko pod warunkiem zachowania anonimowości.

Liderzy związkowi, zwłaszcza ci na Śląsku, to wytrawni gracze – przekonują negocjatorzy. Zmieniają się zarządy firm, politycy, a liderzy związkowi pozostają ci sami. To oni są górą, choć nie skończyli takich uczelni i takich kursów jak prezesi, których odwołują.

– Są zawodowcami, mają swoich trenerów, specjalistów od PR i działają według sprawdzonych przez lata metod – podkreśla jeden z negocjatorów. I przedstawia typowe chwyty związkowców.

Trzeba zerwać rozmowy

Pierwsze spotkanie z zarządem firmy niemal zawsze musi się zakończyć teatralnym wyjściem z sali. Związkowcy szukają więc pretekstu, prowokują. Wystarczy jedno słowo z ust nieodpowiedniej osoby. Ot, choćby nazwanie działań związkowców Kompanii Węglowej „pajacowaniem" wypowiedziane przez Jakuba Jaworowskiego, ministra z Kancelarii Premiera.

Chociaż podczas negocjacji padały dużo mocniejsze słowa z obu stron, „pajacowanie" stało się idealnym pretekstem do nazwania rządowych negocjatorów gówniarzami i do zerwania rozmów.

Jeśli przyjeżdża delegat z Warszawy, to koniecznie trzeba podważyć jego upoważnienie do wypowiadania się w imieniu rządu. Najlepiej żądać przyjazdu samego premiera.

Era związkowców zakończy się wraz z odejściem na emerytury obecnych liderów, bo na Śląsku nie ma młodszych działaczy, którzy mieliby charyzmę

Choć specjaliści od negocjacji przekonują, że to powinien być as wyjęty w ostateczności, premier Ewa Kopacz ochoczo śpieszyła w ostatnich miesiącach na Śląsk.

Wśród związkowców każdy ma swoją rolę: jeden robi zadymę, inny łagodzi atmosferę. Ktoś za cicho przemawia? Główny związkowy negocjator od razu daje sygnał, by kolega podniósł głos. A na koniec, po wielogodzinnych, wyczerpujących rozmowach, gdy już niemal wszystko jest dogadane, wyciąga najmocniejsze działo: albo dopiszemy jeszcze jeden punkt porozumienia, albo cały dokument idzie do kosza.

– To było żenujące – opowiada jeden z negocjatorów. – Wszystkie ruchy związkowców dało się przewidzieć, bo oni grają wciąż te same numery. Ale gdy w grze są sondaże poparcia dla rządu, zaczyna się uległość – dodaje.

Gdy rządzi strach

Rozmowy ze związkami zawodowymi zawsze są trudne – podkreślają specjaliści. Tym bardziej gdy w grę wchodzą strajk albo protest głodowy.

– Związkowcy koncentrują się zwykle na prostym założeniu, że druga strona nie ma alternatywy. Nie działają przy tym w sposób zwarty i systematyczny, a ich postawa naładowana jest emocjami i histerią – tłumaczy Tomasz Sidewicz, doświadczony trener z zakresu negocjacji.

Natomiast po drugiej stronie stołu zasiadają menedżerowie, którzy liczą potencjalne albo już realne straty spowodowane strajkiem. – Głównym motywem ich decyzji staje się strach, a nie zysk. Tymczasem gdy w grę wchodzi szantaż, to powinniśmy negocjować tak jak z terrorystami – przekonuje Sidewicz.

Co ciekawe, osoby biorące udział w negocjacjach w państwowych spółkach doskonale wiedzą, jak wygrywać tego typu starcia. Ważne są: dobre przygotowanie, ustalenie wszystkich możliwych scenariuszy, określenie możliwych do zaakceptowania granic kompromisu i przede wszystkim twarda postawa.

– Kluczowe jest umiejętne rozciąganie rozmów w czasie, nieuleganie emocjom, nieustępowanie drugiej stronie. Błędem menedżerów jest to, że próbują zakończyć negocjacje jak najszybciej, a w efekcie stają się zbyt ulegli – dodaje Sidewicz.

W spółkach Skarbu Państwa sprawa jest o tyle trudna, że państwowy właściciel już wiele razy dawał przyzwolenie na roszczeniowość załogi. – Wiadomo, że firmy z państwowym kapitałem jakoś sobie poradzą, i związkowcy od lat doskonale potrafią to wykorzystywać – zauważa Sidewicz.

Nie jest jednak tak pewne, że przez uleganie związkowcom rząd faktycznie zyskuje poparcie społeczeństwa.

– Jeśli mówimy o protestach górników, to ludzie mają do nich ambiwalentny stosunek – tłumaczy prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. – Z jednej strony szanują pracę górników, ale z drugiej oburzają się na ich wysokie odprawy – dodaje.

Prof. Szczepański wspomina rozmowy o górnikach poza Śląskiem. – Pytano mnie, dlaczego łódzkie włókniarki albo ludzie zatrudnieni w PGR nie otrzymywali takiej pomocy ze strony państwa – opowiada Szczepański.

Poczekajcie na zmianę warty

Sami negocjatorzy twierdzą, że w najbliższych latach rząd w rozmowach ze związkowcami będzie na przegranej pozycji. – Żeby sytuacja się zmieniła, potrzebne są zmiana ustawy o związkach zawodowych oraz czas. Era związkowców zakończy się z odejściem na emerytury obecnych liderów, bo na Śląsku nie ma młodszych działaczy, którzy mieliby podobną charyzmę i mogliby ich zastąpić – kwituje jeden z naszych rozmówców.

– Wszystko sprowadza się do tego, że rząd chce mieć spokój – opowiada „Rzeczpospolitej" uczestnik ostatnich negocjacji z górniczymi związkowcami na Śląsku. – Rząd jest jak klient kawiarni, który delektuje się kawą, gdy nagle podchodzi do niego obcy mężczyzna i chce się napić z jego filiżanki. Klient odmawia, więc nieznajomy wkłada palec do kawy.

Co robi klient? Wychodzi, bo nie chce się narażać szaleńcowi i chce mieć spokój. – Właśnie tak wyglądają relacje między rządem a związkowcami – mówi menedżer. I ostrzega, że gdy związkowcy raz zamoczą palec, zaraz wepchną tam całą rękę. A potem zażądają kolejnej kawy.

Pozostało 88% artykułu
Gospodarka
Biznes dość krytycznie ocenia rok rządu Donalda Tuska
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Firmy patrzą z nadzieją w przyszłość, ale uważają rok za stracony
Gospodarka
Ekonomiści o prognozach i wyzwaniach dla polskiej gospodarki. „Czasu już nie ma”
Gospodarka
Wiceminister Maciej Gdula: Polska nauka musi się wyspecjalizować
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Gospodarka
Nacjonalizacja po rosyjsku: oskarżyć, posadzić, zagrabić