Zmiana, jaka zaszła właśnie w amerykańskiej administracji powoduje niepokój większy niż kiedykolwiek. Problemem nie jest jedynie osobowość nowego prezydenta – strachem napawać mogą przede wszystkim obietnice, które złożył swoim wyborcom, oraz oskarżenia, jakie w trakcie kampanii rzucał pod adresem innych krajów. Istnieją obawy, że gabinet Trumpa stanie w opozycji do istniejących między USA i Azją umów i regulacji.
- Uważam za bardzo ważną relację, która łączy nasze kraje – powiedział prezydent Chin Xi Jinping w rozmowie telefonicznej z Trumpem – mam nadzieję, że uda nam się kontynuować bezkonfliktową oraz pełną wzajemnego szacunku współpracę, która przynosić będzie zysk obu naszym państwom – kontynuował.
Chińczycy mają jednak powody do zmartwień – w trakcie kampanii Trump oskarżał Pekin o manipulowanie walutą. Bardzo agresywnie komentował również istniejące między krajami porozumienia handlowe. Zapowiadał nałożenie wysokich ceł na importowane z Chin produkty przemysłowe.
Na kwestii obronności skupiali się w rozmowach z Trumpem przywódcy Japonii i Korei Południowej. Premier Shinzo Abe podkreślał wagę sojuszu między Tokio i Waszyngtonem dodając, że stabilność regionu Azji Pacyficznej jest kluczowym elementem w budowaniu dobrobytu USA. Przywódczyni Korei Płd. premier Park Geun-hye wyraziła zaś nadzieję, że Waszyngton kontynuował będzie współpracę z jej krajem w kwestii Korei Północnej.
Optymistycznie na wygraną Trumpa zareagował porównywany z nim często kontrowersyjny prezydent Filipin Rodrigo Duerte.