W ostatnich dniach zanikły korelacje z rynkami zagranicznymi. Wczoraj, gdy w Europie notowano ponadjednoprocentowe spadki indeksów, nasza giełda mocno rosła. Ale to nie jest sygnał siły naszego rynku. Raczej kolejny dowód na to, że na GPW dominuje kapitał krajowy. Ruch w górę to reakcja aktywnych graczy na zejście indeksu w okolice poziomu 2840 pkt dla WIG20, który stanowi dość istotną barierę podaży. Ale marazm na rynku trwa i tego obrazu nie zmienia robiący wrażenie wzrost indeksu największych spółek, który w pewnym momencie sięgał 2 proc.
Taka zmiana przy niskich obrotach nie jest wielką sztuką, o czym mogliśmy się przekonać w końcówce sesji. Wystarczyło, że kupujący zrobili krok w tył i od razu nastąpiło osunięcie indeksu o 1 proc. w dół. Ostatecznie WIG20 zdołał obronić wspomniany poziom. I to jedyna pozytywna wiadomość wczorajszego dnia. Obroty tradycyjnie oscylowały wokół 1 mld zł, a kupujący skupili się na akcjach banków, które zyskały średnio 1,2 proc. Sesji nie ożywił debiut marketingowej spółki K2Internet. Przy nikłym zainteresowaniu (podobnie jak w ofercie publicznej) prawa do akcji spadły o 6 proc. O wiele bardziej spektakularny (medialnie) był debiut informatycznej spółki Perfect Line na rynku NewConnect. Tu kurs wzrósł o 462,5 proc.
W Europie Zachodniej od rana widzieliśmy przecenę, która w przypadku giełdy brytyjskiej sięgała nawet 2 proc. Przez mocniejszego dolara traciły akcje koncernów wydobywczych. Spadały też ceny akcji banków. Credit Suisse rozczarował wynikami za pierwszy kwartał, a Barclays ostrzegł, że będą gorsze.
Na słaby obraz sesji wpłynął gorszy, niż oczekiwano, poziom wskaźnika Ifo pokazującego nastroje wśród przedsiębiorców niemieckich. Także dane z rynku nieruchomości w USA (sprzedaż nowych domów spadła bardziej, niż sądzono) nie zachęcały do zakupów.