Złoty jest w ostatnich miesiącach najsilniejszą walutą w regionie Europy Środkowej. Kurs euro spadł w Polsce poniżej psychologicznej granicy 3,4 zł (w poniedziałek wyniósł 3,38 zł) i wszystko wskazuje, że kwestią czasu jest osiągnięcie rekordowego poziomu 3,3470 zł z 12 czerwca 2001 r. Wtedy jeszcze europejski pieniądz używany był jedynie w rozliczeniach bezgotówkowych.
– Polska ma swoje pięć minut. Jesteśmy małym zagłębiem produkcyjnym w regionie. Napływają inwestycje, popyt na walutę jest większy niż podaż – mówi Marcin Bilbin, analityk Pekao.
Od początku roku złoty umocnił się wobec euro niemal o 6 proc. Podobną siłę mają tylko waluty Czech i Słowacji. I wątpliwe, żeby nagle trend się odwrócił. Prognozy zebrane przez "Rz" wskazują, że na koniec roku kurs euro może wynosić od 3,3 do 3,5 zł. Analitycy podkreślają jednak – jak zawsze – że ceny walut są jednym z najtrudniejszych do prognozowania wskaźników.
Co Polska ma z silnej waluty? – Taki kurs złotego ma negatywny wpływ na eksport – przyznaje Marcin Bilbin. Badania ankietowe Narodowego Banku Polskiego wskazują, że kurs walutowy jest obecnie postrzegany jako główna bariera rozwoju firm. Szczególnie cierpią małe i średnie polskie firmy. Duże zagraniczne koncerny, które odpowiadają za niemal 70 proc. polskiego eksportu, kupują bowiem komponenty za granicą i mają większe możliwości zabezpieczania się, dlatego zmiany kursu dotykają je w znacznie mniejszym stopniu.
Firmy cierpiące ze względu na umacniającego się złotego są jednak często same sobie winne. Te same badania NBP pokazują, że zaledwie 39 proc. przedsiębiorstw prowadzących wymianę handlową z zagranicą zabezpiecza się przed zmianami kursów.