Panika rządzi złotym

Wielka wyprzedaż złotego trwała wczoraj w najlepsze. Wraz z nim tracił WIG. Jeśli bank centralny nie zacznie działać, sytuacja może się jeszcze pogorszyć – ostrzegają analitycy

Publikacja: 24.10.2008 03:21

Panika rządzi złotym

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Inwestorzy i kredytobiorcy przeżywali wczoraj prawdziwą huśtawkę nastrojów. W najgorszym momencie za euro płacono 3,98 zł, za dolara 3,1 zł, a za franka 2,71 zł. W stosunku do kursów z początku tygodnia różnica sięgała nawet 40 gr. Spadki na giełdzie przekraczały już 7 proc.

Sytuacja była tak zła, że NBP i Ministerstwo Finansów wydały osobne komunikaty, które miały uspokoić nastroje. Wydźwięk obu był podobny: polska gospodarka ma się dobrze i nie ma powodów do tak gwałtownych spadków. Giełda i rynek walutowy wkrótce zaczęły odrabiać straty. Ostatecznie WIG zamknął się na poziomie minus 3,9 proc. Zdaniem ekonomistów nie była to jednak zasługa oficjalnych komunikatów. Nastrojów nie poprawiła też poranna zgoda Sejmu na podwyższenie gwarancji depozytów do 50 tys. euro.

– Rynek oczekuje działań, ale nie agresywno-panicznych, które zaprezentowały Węgry, podnosząc o 300 pkt bazowych stopy – wyjaśnia Radosław Bodys, ekonomista Merrill Lynch odpowiedzialny za Europę Środkowo-Wschodnią.

– Sytuację mogłaby uspokoić wiadomość, że polski bank centralny porozumiał się z EBC lub bankiem centralnym Szwajcarii, dzięki czemu mamy np. otwartą linię kredytową na kwotę 25 czy 50 mld euro.

Finansiści nie mają złudzeń: świat stoi u progu kryzysu, co oznacza, że trzeba realizować zyski. W tej sytuacji nikt nie bierze pod uwagę, że polska gospodarka rosła dotąd w tempie ponad 5 proc. rocznie. W sytuacji powszechnej awersji do ryzyka sprzedaje się wszystko, co nie jest pewne, a w tej chwili prawie wszystkie papiery są uznawane za ryzykowne.

Bodys dodaje, że inwestorzy, pytając o Polskę, nie interesują się danymi makroekonomicznymi. Pytają o pokrycie długu rezerwami, o poziom zadłużenia w walutach. A tutaj wcale nie wyglądamy różowo. – Bardzo poważną przyczyną osłabiania się złotego jest fakt, że mamy aż 55 mld euro długu, który musimy spłacić w ciągu roku – mówi były minister finansów Mirosław Gronicki. Naszą sytuację pogarsza też rosnący deficyt na rachunku obrotów bieżących oraz fakt, że banki dotąd pożyczały głównie pieniądze za granicą. W normalnych warunkach nie byłoby problemu z rolowaniem długu, ale gdy na całym świecie mamy do czynienia z zawirowaniami na rynku finansowym, zdobycie pieniędzy na normalnych warunkach graniczy z cudem.

– Polski rząd zapomniał, że inwestorzy nie oceniają dziś sytuacji tak, jak oceniali w normalnych czasach – mówi Radosław Bodys. – Patrzą na miary ryzyka i reagują nerwowo.

Marcin Bilbin, diler walutowy Pekao SA, dodaje, że ograniczona płynność na rynku powoduje, iż skoki kursów walut są bardzo duże. – Taka sytuacja nie może trwać długo, myślę, że zaczniemy się odbijać, choć trudno przekonywać, iż to już koniec osłabiania złotego – stwierdził.

– Zakres widocznej od kilku tygodni wyprzedaży akcji przekroczył wyobrażenia największych pesymistów – mówi Maciej Palacz, makler KBC Securities. – Obecne spadki to coś, czego nikt z nas nie widział – twierdzi Rafał Wiatr, wiceprezes DM Banku Handlowego.

Mimo że GPW od blisko miesiąca bardzo mocno traci, analitycy nie potrafią stwierdzić, gdzie się zatrzyma. – Obecnie każde odbicie na giełdzie należy traktować wyłącznie korekcyjnie, bo nie ma przesłanek dla zakończenia trendu spadkowego – mówi Przemysław Smoliński, analityk PKO BP.

Warszawski parkiet nie był wczoraj jedynym, który spadał. Rosyjski RTS stracił 4,4 proc, a węgierski BUX 3,4 proc. W samej końcówce notowań na plus udało się wyjść natomiast indeksom w USA (S&P 500 - 1,26, Dow Jones - 2,02 proc.).

Zdaniem Koon Chow, stratega rynków wschodzących w Barclays Capital, inwestorzy upłynniają swoje aktywa z rynków wschodzących, bo są zaniepokojeni sytuacją na Węgrzech. – Jednak Węgry to nie Islandia i w całym regionie żaden kraj nie powinien popaść w takie tarapaty – wyjaśnia.

Inwestorzy i kredytobiorcy przeżywali wczoraj prawdziwą huśtawkę nastrojów. W najgorszym momencie za euro płacono 3,98 zł, za dolara 3,1 zł, a za franka 2,71 zł. W stosunku do kursów z początku tygodnia różnica sięgała nawet 40 gr. Spadki na giełdzie przekraczały już 7 proc.

Sytuacja była tak zła, że NBP i Ministerstwo Finansów wydały osobne komunikaty, które miały uspokoić nastroje. Wydźwięk obu był podobny: polska gospodarka ma się dobrze i nie ma powodów do tak gwałtownych spadków. Giełda i rynek walutowy wkrótce zaczęły odrabiać straty. Ostatecznie WIG zamknął się na poziomie minus 3,9 proc. Zdaniem ekonomistów nie była to jednak zasługa oficjalnych komunikatów. Nastrojów nie poprawiła też poranna zgoda Sejmu na podwyższenie gwarancji depozytów do 50 tys. euro.

Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem