Marta Gajęcka, wiceprezes EBI, największej unijnej instytucji finansowej udzielającej preferencyjnych kredytów na wielkie projekty infrastrukturalne, nie będzie już pracować w banku. – Minister finansów przesłał list do decydentów, w którym zrzekliśmy się swojego miejsca w zarządzie na rzecz Słoweńca Antona Rupa. Marta Gajęcka twierdziła, że ma mandat wiceprezesa do 2013 roku, ale nie otrzymała poparcia ze strony ministra. To dziwna decyzja Jacka Rostowskiego, bo Polak w zarządzie EBI bardzo się przydaje, zwłaszcza w takich czasach, jak obecne – mówi „Rz” rozmówca związany z administracją unijną.
Gajęcka w dziewięcioosobowym zarządzie odpowiada m.in. za transeuropejskie projekty w dziedzinie transportu i energii. Każdy wniosek kredytowy w tej dziedzinie musi być przez nią podpisany, zanim trafi pod obrady zarządu. A na liście unijnych projektów są m.in. gazociąg północny, wielka i nielubiana przez Polskę inwestycja Gazpromu oraz niemieckich firm E.ON Ruhrgas i BASF. – Dopóki jestem w zarządzie, takiego wniosku nie podpiszę – mówiła Gajęcka.
Jej udział w pracach EBI był także bardzo ważny ze względu na zaangażowanie kredytowe tej instytucji w Polsce. W roku 2007 udzielone pożyczki wyniosły 2,3 mld euro, a w 2009 r. było to już 6,9 mld euro. Właściwie wszystkie duże projekty budowy dróg są realizowane przy udziale tego banku.
Tylko Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy mają prawo do stałych wiceprezesów. Słowenia domagała się, by Marta Gajęcka ustąpiła ze swojego stanowiska w połowie kadencji, czyli w sierpniu 2010 roku. Według Lublany zobowiązuje nas do tego porozumienie zawarte w 2005 r. Budzi ono jednak wątpliwości, bo nie jest podpisane przez przedstawiciela polskiego rządu.
Marta Gajęcka była nieuchwytna, by skomentować informacje „Rz”, a Ministerstwo Finansów nie odpowiedziało na nasze pytania.