Dekoniunktura mocno uderzyła w polski rynek gastronomiczny. W tym roku jego wartość skurczy się co najmniej o 2 proc. w stosunku do 2009 r., kiedy to wyniosła 18,5 mld zł. Czy przyszły rok przyniesie ożywienie?
– Restauracje premium prawdopodobnie jeszcze będą się zmagały z mniejszym zainteresowaniem ze strony klientów. Segmenty niższe powinny mieć lepszy rok, ale dużo zależy od cen produktów – uważa Marcin Sójka, analityk DM Banku BPS.
Firmy potwierdzają wyliczenia „Rzeczpospolitej”, która już kilka miesięcy temu informowała, że najwięksi gracze otworzą w przyszłym roku ponad 200 restauracji. Podobnie jak w tym roku najszybciej będą rosnąć fast foody i firmy z segmentu casual dining (restauracje względnie tanie, na każdą okazję), które nawet mimo kryzysu radzą sobie całkiem dobrze.
– Konsumenci, będąc mniej skłonni do wydawania pieniędzy, docenili ofertę casual dining, która pozwala nadal korzystać z usług gastronomicznych, a równocześnie jest o wiele tańsza od prestiżowych restauracji – mówi Dariusz Bąk, dyrektor generalny Telepizzy. Teraz firma prowadzi 122 lokale. W przyszłym roku sieć ma się powiększyć o 30 – 50 kolejnych.
Na casual dining postawił też Sfinks. Firma ma teraz 107 placówek, w tym dziewięć Chłopskiego Jadła – restauracji premium. Aby poprawić ich wyniki i przyciągnąć większą liczbę klientów, Sfinks zamierza repozycjonować tę sieć w kierunku casual dining. Z kolei na początku przyszłego roku ma ruszyć pierwszy lokal Sfinksa typu express (segment pomiędzy casual dining a fast foodem). Prognozy zakładają, że na koniec 2011 r. Sfinks będzie zarządzał w sumie ponad 150 lokalami.