Grupa potencjalnych klientów internetowych serwisów wymiany walut to przynajmniej 730 tys. osób – tyle bowiem spłaca kredyty hipoteczne we frankach. Spłata raty kredytu frankami kupionymi w Internecie pozwala zaoszczędzić 2 – 3 proc. w stosunku do płatności w złotych.
Jednak model działania takich serwisów może budzić obawy o bezpieczeństwo. Po dokonaniu rejestracji klient powierza serwisowi swoje pieniądze (wykonuje przelew na jego konto), a kupowaną za nie walutę otrzymuje dopiero po pewnym czasie. Oczekiwanie na zwrotny przelew trwa od kilku minut do jednego dnia roboczego. Kluczowe jest więc przekonanie kupującego, że w tym czasie jego pieniądze są bezpieczne.
Polskie internetowe serwisy wymiany walut nie mogą się pochwalić zbyt długim stażem, muszą więc sięgać po inne argumenty.
I tak właściciele serwisu Internetowykantor.pl podkreślają, że działają w formie spółki jawnej dwóch osób fizycznych. To oznacza, że wspólnicy odpowiadają za jej zobowiązania całym majątkiem. Z kolei Cinkciarz.pl chwali się polisą o wartości 2 mln zł wykupioną w jednej z największych firm ubezpieczeniowych. Wartości tego zabezpieczenia nie można jednak ocenić, nie znając listy wyłączeń odpowiedzialności towarzystwa.
Serwis DomWaluty.pl przekonuje, że nad „bezpieczeństwem wykonywania transakcji od strony merytorycznej" czuwa zespół dilerski domu maklerskiego, który jest współwłaścicielem serwisu. To jednak nie ma większego wpływu na bezpieczeństwo pieniędzy wpłacanych przez klientów.