Jedynym niepokojącym elementem jest spowolnienie konsumpcji, wynikające z pogorszenia sytuacji na rynku pracy.
Pojawiają się też głosy, że kondycja gospodarki w całym ubiegłym roku mogła być lepsza, niż pokazały wstępne dane GUS. - Ubiegłoroczny wzrost PKB na poziomie 4,3 proc. prawdopodobnie zostanie zrewidowany nieco w górę - powiedział prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka.
Choć polscy ekonomiści są ostrożni i raczej nie zmieniają swoich prognoz na ten rok (rynkowa zgoda to średnioroczny wzrost PKB o ok.3 proc.), lepsze perspektywy dla naszej gospodarki widzą zagraniczne instytucje, które do tej pory zakładały dynamikę poniżej 3 proc. Wczoraj prognozę dla polskiego PKB podniósł szwajcarski Credit Suisse. Analitycy banku oczekują, że urośnie w tym roku o 3 proc., a w przyszłym nawet o 3,5 proc. Wcześniej prognozowano 2,8 proc. zarówno w tym, jak i kolejnym roku. Bank nie przedstawił szczegółowego uzasadnienia, ograniczając się do analizy strony popytowej gospodarki w strukturze PKB za IV kw. i stwierdzenia, że kołem zamachowym gospodarki będzie popyt krajowy, zaś wkład eksportu netto (nadwyżki handlu zagranicznego) będzie pozytywny, choć niewielki. 3-proc. dynamikę wzrostu gospodarczego widzi w Polsce w tym roku także JP Morgan i Bank of America Merrill Lynch.
Czy rząd podniesie swoją prognozę PKB? - Założenia są zawsze robione konserwatywnie, aby budżet, w przypadku, gdy dynamika wzrostu gospodarczego okaże się wyższa, miał zapasy i mógł wykorzystać je do zbijania deficytu. Wyższy wzrost, to też większe wpływy do budżetu. Zakładane 2,5 proc. w ustawie pozostanie - uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE.