Budżet środków europejskich to, mówiąc w uproszczeniu, specjalny rachunek, na którym resort finansów notuje przepływy unijnych dotacji. Z jednej strony, są to wydatki Banku Gospodarstwa Krajowego na wypłatę dotacji dla ostatecznych beneficjentów – przedsiębiorców, samorządów czy urzędów centralnych. Z drugiej strony, są to wpływy z Brukseli na refundację tych wydatków. Od 2010 r., kiedy w ten sposób zapisywane są przepływy z UE, budżet środków europejskich notował deficyt. Aby zapewnić pieniądze na wypłaty, konieczne było pożyczenie ich na rynku - w 2010 r. deficyt wyniósł 10,4 mld zł, w 2011 r. – 12,2 mld zł, a w 2012 r. ma to być 4,5 mld zł.
– Deficyt w tym budżecie wynika z opóźnień w rozliczaniu faktur po stronie Komisji Europejskiej. Taka procedura trwa pięć – sześć miesięcy – tłumaczy Jerzy Kwieciński, b. minister rozwoju regionalnego.
W przyszłym roku sytuacja ma się zmienić. Jak planuje Ministerstwo Finansów, w 2013 r. na rachunek środków europejskich wpłynie 78 mld zł, a wydatki wyniosą 72,6 mld zł. Nadwyżka sięgnąć ma więc 5,4 mld zł, a w 2014 r. - 3,9 mld zł.
Co zrobimy z tą nadwyżką? – Obniży ona potrzeby pożyczkowe państwa – wyjaśnia Elżbieta Suchocka-Roguska, b. wiceminister finansów. – W efekcie wpłynie na obniżenie skali deficytu sektora finansów publicznych i przyrostu zadłużenia.
– Zwykle roczne potrzeby pożyczkowe państwa netto oscylują w granicach 40 – 50 mld zł.