Janusz Lewandowski przyznaje w wywiadzie, jakiego udzielił polskiej edycji magazynu „Bloomberg Businessweek", że utrzymanie kwoty dofinansowań, o jakiej mówi projekt unijnego budżetu na lata 2014– 2020, będzie dla Polski trudne.
– Kiedy ogłaszaliśmy projekt, dobrze wiedzieliśmy, co mówimy. Wtedy owe 300 mld zł było w zasięgu ręki – zapewnia. Zwraca jednak uwagę, że w ostatnich latach sytuacja w UE się zmieniła. – Nie było aż tylu klientów do pakietów ratunkowych.
22 listopada w Brukseli ma się rozpocząć posiedzenie Rady Europejskiej, na którym przywódcy Unii Europejskiej mają zdecydować o limitach unijnych wydatków, jakie obowiązywać będą w latach 2014–2020. Pierwotny projekt KE mówił o łącznej kwocie 1033 mld euro w ciągu siedmiu lat. Polsce mogłoby z tego przypaść ok. 80 mld euro. Dla porównania – w obecnej perspektywie budżetowej, która obowiązuje od 2007 roku i potrwa jeszcze do końca przyszłego roku, Polska ma do wykorzystania ok. 68 mld euro.
Z analiz Ministerstwa Rozwoju Regionalnego wynika, że tylko w zeszłym roku wzrost PKB był dzięki napływowi unijnych środków o ok. 0,6–0,8 proc. wyższy. Na jaką kwotę nasz kraj może więc liczyć w kolejnej siedmiolatce? Ani Lewandowski, ani żaden z polskich dyplomatów zaangażowanych w przygotowania do najbliższego szczytu nie chce na ten temat rozmawiać. – Obecnie jest zbyt dużo zmiennych – wyjaśniają.
Wiadomo, że z powodu kryzysu kolejny budżet siedmioletni będzie musiał zostać mocno odchudzony. Wielka Brytania domaga się, by cięcia sięgnęły co najmniej 150 mld euro. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron grozi zaś, że jeśli takich oszczędności nie będzie, jego kraj sięgnie po weto.