Europa w odwrocie, atak Samsunga
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że chińskie spółki, przy aktywnym wsparciu Pekinu, szybko podbiją świat. W 2001 r. chińskich firm wśród giełdowych kolosów nie było prawie wcale: zaledwie trzy (dziewięć po uwzględnieniu firm hongkońskich). Inne kraje wschodzące, jak Rosja, Indie czy Brazylia, też nie miały praktycznie koncernów o istotnej pozycji na świecie. W zestawieniu 500 spółek o największej kapitalizacji niepodzielnie panowały koncerny z USA, które zajmowały 246 miejsc i odpowiadały za 58 proc. rynkowej wartości wszystkich objętych nim firm (w zestawieniu było m.in. 48 spółek japońskich i 39 brytyjskich).
Znacznie silniejsze niż dziś był spółki z Europy kontynentalnej. Aż 11 reprezentantów miała Holandia, Hiszpania i Belgia po ośmiu, a fińska Nokia zajmowała 20. lokatę. Dziś, w związku z kryzysem fiskalnym w eurolandzie, w rankingu 500 giełdowych gigantów jest tylko sześć firm holenderskich i zaledwie po jednej hiszpańskiej i belgijskiej. W tym roku zniknęła z niego też Nokia. Za to na 16. miejscu jest Samsung, który jeszcze rok temu był 32. To, jak szybko koreański koncern goni Apple'a, który latem tego roku, zanim jego akcje zaczęły gwałtownie tanieć, miał wyższą wartość rynkową niż jakakolwiek spółka w historii, to dowód na to, że w biznesie żadna dominacja nie jest wieczna.
Kryzysowe przetasowania
W minionej dekadzie ekspansja spółek z Chin i innych wschodzących potęg gospodarczych z roku na rok przyspieszała, ale największe zamieszanie w rankingu największych firm spowodował kryzys finansowy z ostatnich lat. W 2007 r. na wielu zachodnich giełdach rozpoczęła się bessa, ale na rynkach wschodzących wciąż trwała hossa. Gdy kończył się tamten rok, na liście giełdowych gigantów było już tylko 155 firm amerykańskich, łącznie odpowiadających za 33 proc. kapitalizacji wszystkich znajdujących się na niej spółek. Chiny, bez spółek typowo hongkońskich, miały 41 przedstawicieli. Ich łączna rynkowa wartość sięgała 12 proc. kapitalizacji całego zestawienia. Obejmowało ono też aż 14 koncernów rosyjskich, głównie surowcowych, oraz dziewięć brazylijskich. Gospodarki rozwijające się kryzys dopadł dopiero w 2008 r. I choć rozpoczął się on w USA, tamtejsze spółki zdają się wychodzić z niego obronną ręką.
Dobra koniunktura
Roszady na liście firm o największej rynkowej wartości w dużej mierze zależą od koniunktury na giełdach, na których są one notowane. Na Wall Street zaś w ostatnich trzech latach była wyjątkowo dobra. Główny nowojorski indeks giełdowy S&P 500 zaledwie 10 proc. dzieli od historycznego rekordu z 2007 r. Tymczasem warszawski WIG20 musiałby zyskać ponad 50 proc., aby dobić do rekordu, a główny indeks giełdy w Szanghaju aż 175 proc.
Notowaniom chińskich spółek zaszkodziły przede wszystkim obawy inwestorów, że drugą największą gospodarkę świata czeka tzw. twarde lądowanie, czyli ostre spowolnienie, które okazały się bezpodstawne. Ale koniunktura na poszczególnych giełdach nie zależy tylko od nastrojów inwestorów, ale też od ich oceny perspektyw notowanych tam spółek. I najwyraźniej amerykańskie firmy cenią oni bardziej niż dynamiczne na pierwszy rzut oka firmy z państw wschodzących. Dlaczego?
- Amerykańska gospodarka rośnie w umiarkowanym tempie, czym wielu Amerykanów jest rozczarowanych. Ma to jednak pozytywny aspekt. Spółki nie są pod presją konkurencji, aby prowadzić agresywną ekspansję, zwiększać zatrudnienie, budować nowe fabryki, które z czasem okażą się niepotrzebne. Tempo wzrostu jest niskie, ale stabilne, co pozwala spółkom wzmacniać bilanse, optymalizować koszty i dobrze planować inwestycje, zatrudnienie – tłumaczył nam w niedawnym wywiadzie John Carey, wiceprezes towarzystwa funduszy inwestycyjnych Pioneer Investment Management, weteran Wall Street. – Osobiście wolałbym, aby gospodarka rozwijała się nieco szybciej, aby poprawa koniunktury na rynku pracy była wyraźniejsza. Dostrzegam po prostu, że ten stan rzeczy ma pewne zalety, a nie same negatywy. Przyczynił się m.in. do bardzo dobrej kondycji finansowej amerykańskich firm – dodał. Z obliczeń banku Morgan Stanley wynika, że 1500 największych amerykańskich spółek ma około 3 bln dol. gotówki.