Taka jest główna konkluzja dyskusji „Kryzys oczami przedsiębiorcy i ekonomisty. Czy naprawdę Polsce grozi recesja i jakie są sposoby na wyjście z opresji. Co czeka nas w 2013 r.?", która otworzyła Kongres Finansowy Rzeczpospolitej 2013.
– Przeprowadziliśmy badania, kto najczęściej używa w Polsce słowa „kryzys". Okazało się, że Jan Vincent Rostowski, minister finansów, w sytuacjach, gdy szuka uzasadnienia do „golenia" przedsiębiorców – mówił Andrzej Malinowski, prezydent organizacji Pracodawcy RP. – A przecież w Polsce nie mamy kryzysu, ale spowolnienie, także z punktu widzenia przedsiębiorstw, choć są branże, w których sytuacja jest katastrofalna, np. budownictwo – dodał Malinowski. Do sektorów z kłopotami mogą też wkrótce dołączyć firmy deweloperskie i transportowe.
Paneliści zgodzili się, że kryzys Polskę omija, ale silne osłabienie gospodarcze potęguje ogromna niepewność co do rozwoju sytuacji. Efektem lub przyczyną są zachowania, które mogą wydawać się nieadekwatne do rzeczywistości. Jak zauważyła Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, gospodarstwa domowe silnie ograniczyły spożycie, choć odnotowany wzrost bezrobocia nie był dramatyczny, a płace, wprawdzie w umiarkowanym stopniu, ale wciąż rosły. – Przedsiębiorstwa nie są w złej kondycji finansowej, mają nadpłynność, jednak w połowie roku wstrzymały inwestycje – dodał Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, partner w PwC.
– Obecna sytuacja jest gorsza niż w latach 2008–2009 – podkreślał Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. – Wtedy gospodarce sprzyjało poluzowanie fiskalne, m.in. obniżenie stawek podatkowych, co wzmocniło popyt konsumpcyjny. Zaczynaliśmy intensywnie wykorzystywać fundusze z budżetu UE na lata 2007–2013 i przygotowywać się do Euro 2012. To dawało firmom gwarancję popytu inwestycyjnego, choć w UE recesja sięgała minus 5 proc. i więcej. Teraz jest odwrotnie. W UE recesja jest płytka, ale popyt krajowy siada – analizował.
Zdaniem uczestników dyskusji uzyskanie wysokiej puli funduszy UE na lata 2014–2020 jest sukcesem premiera Donalda Tuska (ok. 105,8 mld euro, o 4 proc. więcej niż w poprzedniej perspektywie). Jednak w praktyce te pieniądze zaczną pracować w gospodarce za dwa lata. – Martwi mnie, że premier rusza „tuskobusem" po Polsce, by „mądrze i efektywnie wykorzystać" fundusze UE. To może oznaczać PR-owskie rozgrywanie tych funduszy – wytykała Krzysztoszek.