Koniec maja przyniósł gwałtowne osłabienie naszej waluty. W ciągu kilku dni euro podrożało o kilkanaście groszy, do blisko 4,30 zł. Kurs dolara wzrósł do 3,30 zł, a franka szwajcarskiego do 3,45 zł.
Powodem osłabienia jest odwrót inwestorów od polskich papierów skarbowych. Marzec i kwiecień to był prawdziwy rajd zagranicznych inwestorów na nasze obligacje, ich oprocentowanie szybko spadało i biło kolejne rekordy. Ale wystarczyło zaledwie kilka dni, aby rentowność 10-letnich papierów skoczyła z niewiele ponad 3 proc. do blisko 3,6 proc. – Wzrost rentowności na polskich obligacjach podąża za wzrostem rentowności niemieckich i amerykańskich papierów skarbowych. Spowodowane jest to oczekiwaniem na zmniejszenie skupu aktywów przez Fed. Te niepokoje przenoszą się na nasz rynek walutowy i rynek papierów skarbowych – tłumaczy w rozmowie z „Rz" Wojciech Kowalczyk, wiceminister finansów. Zapewnia, że są to krótkoterminowe wahania.
Ale w ostatnich dniach jeszcze bardziej niż złoty osłabiły się m.in. węgierski forint, turecka lira, a zwłaszcza południowoafrykański rand. – To dowód na odwrót inwestorów od rynków wschodzących, który okaże się zapewne trwalszą tendencją – mówi Bartosz Sawicki, analityk TMS Brokers. Jego zdaniem w czerwcu kurs euro może przejściowo dojść nawet do 4,40 zł.
Ekonomiści przyznają, że skok rentowności obligacji i idące za tym osłabienie złotego są niepokojące. Wystarczy przypomnieć sytuację z maja 2012 r., kiedy w ciągu miesiąca euro zdrożało z 4,14 zł do 4,42 zł. Wówczas kurs złotego wrócił do 4,14 zł za euro dopiero po dwóch miesiącach.
Z prognoz zebranych przez „Rz" wynika, że historia się nie powtórzy, choć waluty w wakacyjnych miesiącach będą droższe. Według średniej wskazań na koniec czerwca za euro zapłacimy 4,30 zł, a na koniec września 4,20 zł. Nasza waluta może zacząć się bardziej umacniać, ale dopiero pod koniec roku.