Giełda w Hongkongu zareagowała spadkami.
Analitycy zakładali, że będzie to przynajmniej 7,8 proc., czyli tak jak w trzecim kwartale. Tempo wzrostu za cały rok 2013, to także 7,7 proc., czyli dokładnie tyle samo, co i rok wcześniej. Ale jest to również wyraźny sygnał, że w przypadku tego kraju powrót do wyników dwucyfrowych jest już raczej niemożliwy.
To znaczy: są to wyniki bardzo dobre, zwłaszcza jeśli zważymy, że w grudniu produkcja przemysłowa wzrosła o 9,7 proc., chociaż znów jest to mniej, niż okrągłe 10 proc. zanotowane w listopadzie. I wreszcie dane, na które dzisiaj zwracają uwagę wszyscy analitycy — popyt wewnętrzny, który zwiększył się o 13,6 proc. To już oznacza, że Chińczycy nie tylko produkują i eksportują, ale i zaczynają rzeczywiście sami kupować. Inwestycje w ostatnim kwartale zwiększyły się o 19,6 proc.
Podane w poniedziałek rano dane wskazują, że władzom chińskim udaje się powoli przebudowywać gospodarkę, tak aby jej przyszły wzrost nie opierał się przede wszystkim właśnie na eksporcie, nie powodował przegrzania i nie korzystał głównie z inwestycji państwa. Swoją dominującą rolę traci również przemysł ciężki. Więcej konsumpcji wewnętrznej, prywatnych inwestycji i wreszcie rozwój nadal raczkującego w tym kraju sektora usług — taki właśnie jest pomysł na rozwój w przyszłości.
Nieco wolniejszy wzrost oznacza również, że władzom powoli udaje się opanować często chaotyczną akcję kredytową, na którą i Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy wskazywały jako największe zagrożenie dla przyszłego wzrostu.