Ministerstwo Finansów sprzedało na przetargu obligacje dwuletnie o stałym oprocentowaniu i dziesięcioletnie o zmiennych odsetkach łącznie za 4,8 mld zł. Popyt inwestorów był dwukrotnie wyższy.
Czwartkowa aukcja była pierwszą, odkąd z rynku długu zniknęły OFE. Od początku lutego fundusze emerytalne mają zakaz inwestowania w rządowe obligacje.
Likwidacja części obligacyjnej OFE spowodowała, że rząd wystawił się na łaskę i niełaskę inwestorów zagranicznych, ponieważ wzrosło ich znaczenie jako kupujących nasz dług. Zagranica póki co patrzy na nas łagodniej niż na inne rynki wschodzące. – Polska stopniowo przesuwa się do grupy bardziej wiarygodnych emitentów długu krajów wschodzących. Odróżniamy się przyspieszającym wzrostem gospodarczym, więc i poprawiającą się wiarygodnością kredytową – przyznaje Rafał Benecki, główny ekonomista ING.
132 mld zł wynoszą potrzeby budżetu państwa w tym roku, rząd pożyczył już ponad połowę
Rząd na razie nie ma większych problemów ze znalezieniem chętnych na dług, ale pożyczanie pieniędzy na rynku może być coraz droższe. Już wyniki wczorajszej aukcji pokazały, że zapłacimy inwestorom nieco wyższe odsetki niż przy sprzedaży takich samych papierów w styczniu. – Czwartkowy test rynku udał się umiarkowanie. Udało się sprzedać wszystkie wystawione w ofercie papiery, ale ceny uzyskane przez resort były niższe niż na poprzednim przetargu i na rynku wtórnym. Prawdopodobnie inwestorzy zagraniczni chcieli kupić polskie obligacje, ale po lepszych cenach. Myślę, że wyniki aukcji „uratowały" polskie banki, które chętniej kupują papiery o zmiennym oprocentowaniu – mówi Kamil Artyszuk, analityk DM BPS.