Raport odczarowuje wiele mitów, które narosły przez lata, jak chociażby ten, że z Polski na stałe wyjechało 4 – 5 milionów ludzi, a drugie tyle już siedzi na walizkach i z pewnością zaraz wyjedzie. Te mity są powtarzane niemal każdego dnia, zwłaszcza przez polityków, którzy chętnie podkreślają, że kiedy Polak kończy studia, to jedyną myślą, jaka mu przychodzi do głowy, jest ta o jak najszybszym wyjeździe do pracy za granicę. Gdyby rzeczywiście tak było, to w Polsce praktycznie nikt by już nie pracował. Widać wyraźnie, że exodusu z naszego kraju nie ma. Interesujące są również poruszone w raporcie perspektywy imigracji do Polski zarówno z samej UE, jak i spoza niej, na co warto zwrócić uwagę zwłaszcza wobec dzisiejszej sytuacji na Ukrainie. To właśnie Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców przyjeżdżającą do naszego kraju w poszukiwaniu pracy. Swobodny przepływ pracowników to jeden z fundamentów UE. Wyzwaniem jest, aby te czasowe wyjazdy Polaków nie przerodziły się w stałą emigrację. Nasze wysiłki skupiają się na poprawie sytuacji na polskim rynku pracy, zwłaszcza osób młodych i przedsiębiorczych. Musimy stworzyć mechanizmy, dzięki którym będzie więcej szans na wybranie pracodawcy w Polsce lub wystartowanie z własnym biznesem. Teraz jest na to dobry moment, bo nasza gospodarka nabiera rozpędu.
Katarzyna Zajdel-Kurowska członek zarządu Narodowego Banku Polskiego
Z badań Narodowego Banku Polskiego, które wykonaliśmy, analizując bilans płatniczy, wynika, że do Polski trafia rocznie ponad 4 mld euro rocznie ze środków, które przesyłają do kraju Polacy, którzy wyemigrowali. Te środki na przestrzeni minionych dziesięciu lat są już naprawdę imponujące. Przy tym według ankiety NBP ponad 60 proc. emigrantów deklaruje, że otrzymane środki przeznacza przede wszystkim na bieżące wydatki, inaczej mówiąc, po prostu konsumuje. Dopiero na kolejnych miejscach jest np. remont mieszkania (20 proc.), spłata długu (15 proc.), edukacja dzieci (nieco ponad 10 proc.) i zdrowie (10 proc.). Bardzo niewiele naszych respondentów deklaruje, że te środki oszczędza. To najlepszy dowód, że ta emigracja ma cel czysto zarobkowy – ludzie wyjeżdżają, żeby mieć pieniądze przede wszystkim na bieżącą konsumpcję. Największe bezrobocie jest w Polsce wśród ludzi młodych, którzy chcą pracować i wydawać zarobione pieniądze. A skoro tych środków nie mogą znaleźć w kraju, wyjeżdżają za granicę. I właśnie w Polsce udział konsumpcji w wydatkach jest najwyższy spośród wszystkich krajów, które były wymienione w raporcie. Na drugim biegunie są Czechy, Węgry oraz Słowenia – w tych krajach konsumuje się najmniej, bo główną siłą napędową tych gospodarek jest eksport.
Maciej Duszczyk ekspert CEED Institute, zastępca dyr. Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego
Możliwość podejmowania pracy w Unii Europejskiej bez zezwolenia była postrzegana jako jedna z głównych korzyści z członkostwa we Wspólnocie. Z szansy tej skorzystało po 1 maja 2004 roku ponad milion Polaków. Stanowi to około 25 proc. migracji ze wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej. Obraz migracji po dziesięciu latach naszego członkostwa nie jest jednolity. Z jednej strony bowiem transfery finansowe z zagranicy zasilają dziesiątki tysięcy polskich rodzin, które dzięki nim poprawiają swój standard życia. Z drugiej jednak wielu z Polaków pewnie już do ojczyzny nie wróci, co będzie pogarszało i tak złą sytuację demograficzną. Zdecydowanie większa skala migracji, niż to przewidywano, kryzys gospodarczy, spadek zaufania do instytucji unijnych oraz ludzka, często zrozumiała, obawa o przyszłość spowodowały, że rosnąca liczba prominentnych polityków kwestionuje sens swobodnego przepływu pracowników w dzisiejszej postaci i skupia się na prezentowaniu migracji jako zagrożenia. I coraz częściej zadawane jest pytanie, czy nie należałoby zrezygnować ze swobodnego przepływu pracowników. Trudno jednak wyobrazić sobie, że skutkiem ostatnich rozszerzeń będzie odejście od tej fundamentalnej swobody, a tym samym rezygnacja z jednolitego rynku.
Indrek Neivelt członek Rady Programowej CEED Institute, estoński biznesmen
Emigracja z Europy Środkowej i Wschodniej do zamożniejszych krajów Europy to w naszych czasach jeden z najważniejszych tematów do dyskusji. Trzeba przyznać, że liczba emigrantów przeszła wszelkie oczekiwania, a liczba ludzi, którzy wyjechali, zależnie od kraju, waha się od 1 do 11 proc. populacji. Przy tym migracja z biednych krajów jest większa niż w wypadku krajów bardziej rozwiniętych. Nie zmienia to faktu, że z powodu migracji zmniejsza się liczba ludności Europy Środkowo-Wschodniej. Według danych Eurostatu do 2060 r. w niektórych krajach liczba ludności się zmniejszy o ponad 20 proc. Ten spadek spowoduje presję na systemy świadczeń społecznych tych krajów. W wypadku krajów małych może doprowadzić do sytuacji, że jakiś naród nie przetrwa tak drastycznych zmian. Zgodnie z raportem kraje, do których dociera siła robocza z innych państw, zyskują najwięcej. A jednocześnie kraje, do których wjeżdżają emigranci, są gotowe do wprowadzenia ograniczeń w wolnym przepływie siły roboczej. Kilka z nich mówi o tym otwarcie. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że państwa, z których wyjeżdżają wykształceni pracownicy, są największymi entuzjastami wolnego przepływu siły roboczej. Czy to paradoks? Czy raczej mamy sytuację, w której wszyscy wygrywają?
Gindra Kasnauskiene International Business School, Uniwersytet Wileński
Z powodu emigracji, niskiej liczby rodzących się dzieci i szybkiego starzenia się społeczeństwa Litwa dzisiaj musi stawić czoła nowym wyzwaniom gospodarczym i społecznym. W niektórych sektorach gospodarki już brakuje rąk do pracy i wiadomo, że będzie to miało w przyszłości niekorzystny wpływ na całą litewską gospodarkę. W ostatniej dekadzie Litwa, tak samo jak i pozostałe nowe kraje Unii Europejskiej, ucierpiała z powodu dużej fali migracyjnej. Wiele osób wyjechało na Zachód i pracuje teraz w starych krajach Wspólnoty, takich jak Wielka Brytania, Irlandia i Hiszpania oraz Norwegia, głównie z powodu braku zatrudnienia i niższych zarobków w kraju, a także możliwości znalezienia pracy w zawodzie z jednej strony oraz bardziej konkurencyjnych świadczeń społecznych z drugiej strony. Od czasu uzyskania niepodległości (czyli od 1990 roku) Litwę opuściło ponad 790 tys. osób. Przy tym bilans migracyjny jest dla kraju negatywny – 86 proc. wyjeżdżających jest w wieku produkcyjnym, co drugi z nich mieści się w przedziale wiekowym 20–29 lat. Przy tym z Litwy wyjeżdżają ludzie dobrze wykształceni, jedna piąta z nich to absolwenci wyższych uczelni. Ale migracja to nie same minusy. Jej korzystna strona to np. pieniądze napływające od emigrantów, a to z kolei pobudza konsumpcję i inwestycje.
Jan Schroth Międzynarodowa Organizacja Migracji, Praga, Czechy
Republika Czeska stała się w ostatnich 20 latach jednym z najbardziej atrakcyjnych dla imigrantów krajów w regionie. Od 1993 r., po rozpadzie Czechosłowacji, liczba imigrantów zwiększyła się ponad 5-krotnie – z 0,75 do ponad 4 proc. populacji. Największy wzrost zanotowano w 2004 r., kiedy Czechy wstąpiły do UE, i w 2008 r., gdy na świecie wybuchł kryzys. W tych latach zanotowaliśmy największy napływ obcokrajowców. W efekcie liczba cudzoziemców mieszkających w Czechach podwoiła się, a transformacja z kraju, z którego ludzie wyjeżdżają, w taki, do którego przyjeżdża się na stałe, została w efekcie zakończona. Jednocześnie to właśnie cudzoziemców najbardziej dotknął kryzys finansowy i pogorszenie sytuacji na rynku pracy. Spadek liczby imigrantów był w latach 2009–2010 najgłębszy ze wszystkich krajów OECD. Od 2008 r. liczba imigrantów nie uległa zmianie (439 tys.). I jest to główny powód, dla którego nie zmieniła się liczba ludności w naszym kraju. Przy tym cudzoziemcy są w Czechach grupą ludzi młodych i ekonomicznie aktywnych. To jednak nie rozwiązuje problemu malejącej liczby rodzących się dzieci i starzejącego się społeczeństwa. Blisko trzy czwarte obcokrajowców mieszkających w Czechach pochodzi z sześciu krajów: Ukrainy, Słowacji, Wietnamu, Rosji, Polski i Niemiec.