Kieruje pan globalną firmą, jednym z największych start-upów w Europie, którego wycenę szacuje się na 46 mld dol. Człowiek z polskimi korzeniami stworzył jednorożca, który podbija świat – trudno szukać podobnej historii sukcesu z polskim akcentem. Widać nad Wisłą firmy, które mogą iść w pana ślady?
Moi rodzice opuścili kraj (przypłynęli do Szwecji na początku lat 80., jeszcze przed wybuchem stanu wojennego – red.), gdyż sądzili, że Polska nigdy się nie zmieni i nie będą w stanie zrealizować tam swojego potencjału. Dziś ten głód sukcesu wciąż wyraźnie widać – Polacy ciężko pracują i z determinacją dążą do wyznaczonych celów. Polska zawsze była krajem pełnym osób niezwykle utalentowanych, m.in. pod względem technicznym. Ale problem w tym, że od lat 90. ubiegłego stulecia, gdy gospodarka znów ruszyła naprzód, jeżeli miało się talent lub ambicję, najlepiej było pracować dla zagranicznej korporacji, jak Google czy Lidl. Zakładanie własnej firmy nie było uznawane za coś atrakcyjnego czy interesującego.
Czy to dlatego Polska wciąż nie może doczekać się jednorożców, czyli młodych, innowacyjnych spółek, których wartość przekracza 1 mld dol.?
W niedalekiej przyszłości na pewno przyjdzie czas dla polskich jednorożców. Nie mam wątpliwości, że ambicja i ciężka praca Polaków przyniesie rezultaty. Czas, by talent przestał odpływać z Polski, a zaczął rozwijać skrzydła nad Wisłą.
Odpływ utalentowanych pracowników zaszkodził Polsce?