Wzrost cen ustabilizował się. W kwietniu roczne tempo ich wzrostu nie zmieniło się w stosunku do marca i wyniosło także 4,1 proc. – tak przynajmniej szacuje Ministerstwo Finansów. Oficjalne dane GUS poda 14 maja.
Zdaniem Dariusza Filara, członka Rady Polityki Pieniężnej, jest szansa, żeby do końca roku inflacja spadła w okolice poziomu 3,5 proc.
– W maju przyspieszy do 4,4 proc. rok do roku, w sierpniu osiągnie najwyższy poziom, ale nie przekroczy 5 proc., a od października zacznie się obniżać – mówił w poniedziałek Filar w Radiu Tok FM. Również zdaniem Macieja Relugi, głównego ekonomisty BZ WBK, pod koniec roku inflacja może zbliżyć się do 3,5 proc. Nieco bardziej sceptyczny jest Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku. Jego zdaniem w grudniu może to być 4 proc. – Wiele zależy od cen żywności. Dynamika ich wzrostu nie będzie obniżała się tak szybko, jak niektórzy sądzą – podkreśla ekonomista.
Tymczasem oczekiwania inflacyjne Polaków są na najwyższym poziomie od października 2001 r. Z comiesięcznej ankiety prowadzonej przez Narodowy Bank Polski wynika, że przewidywany przez Polaków średni poziom inflacji w nadchodzących 12 miesiącach wyniósł w kwietniu aż 4,7 proc. (w lutym było to 4,6 proc.). Może to stanowić problem w negocjacjach płacowych przedsiębiorców z pracownikami.
– Oczekiwania są ważne dla oceny ryzyka tzw. efektów drugiej rundy. Jeśli pracownicy twierdzą, że wzrost cen będzie wysoki, to presja płacowa rośnie, co może się przełożyć na wynagrodzenia i ceny, a w ten sposób spirala się rozkręca – mówi Borowski. Dodaje, że wysokie oczekiwania inflacyjne są argumentem za kontynuowaniem podwyżek stóp procentowych, ale nie są obecnie głównym źródłem obaw o gospodarkę.