Turystów przyciąga przede wszystkim bardzo niski kurs lokalnej waluty. Jeszcze na początku września za dolara można było kupić 83,94 korony islandzkie – teraz 141 koron. Sprawa ma się podobnie z euro. Na początku września za 1 euro dostawało się ponad 122 koron, teraz – 177. Tania korona sprawiła, że drogie do tej pory hotele i atrakcje turystyczne, stały się dostępne dla przeciętnego obywatela krajów nordyckich. Teraz mogą oni bez wyrzutów sumienia zakwaterować się w czterogwiazdkowym hotelu płacąc za noc jedyne 70 dolarów.

- Ostatnimi czasy nasz kraj jest oblegany przez turystów. Na początku tego roku rozpoczęliśmy kampanię marketingową mającą zachęcić Brytyjczyków do odwiedzenia wyspy. Oczywiście spotkała się ona z odzewem, jednak teraz Brytyjczycy nie tylko podziwiają kraj, ale też korzystają z korzystnego dla nich kursu korony – mówi Sigrun Sigurdadottir, dyrektor marketingowy islandzkiej turystyki.

Dnia 9 października Islandia ogłosiła, że nie jest w stanie pokryć długu wynoszącego około 61 mld dolarów. Dług ten stanowi dwunastokrotność rozmiaru malutkiej gospodarki. Na szczęście Islandia nie straciła jeszcze tego, co ma najcenniejsze - malowniczych krajobrazów i intrygujących atrakcji turystycznych.