W ujęciu rocznym ceny w lipcu wzrosły o 3,6 proc., a ekonomiści spodziewali się wzrostu o 3,4 – 3,5 proc. Okazuje się, że szybszy wzrost cen to głównie wynik wzrostu cen w kategorii “napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe”, które w porównaniu z czerwcem były wyższe o 2,7 proc., a same wyroby tytoniowe podrożały o 7 proc. To efekt wyższej akcyzy na papierosy wprowadzonej na początku roku, lecz faktycznie obowiązującej od 1 lipca.
[wyimek]7 procent wzrosła cena wyrobów tytoniowych w lipcu – to efekt wyższej od 1 lipca akcyzy[/wyimek]
W górę poszły ceny paliw – o ponad 4 proc. w porównaniu z czerwcem. Spadły za to ceny żywności, i to szybciej niż w czerwcu, bo o 1,4 proc. wobec 1,2 proc. Najbardziej potaniały warzywa (o 18,1 proc.), podrożały za to owoce oraz – tradycyjnie już – mięso. Ekonomiści uspokajają, że wyskok inflacji był jednorazowy i w kolejnych miesiącach tempo wzrostu cen powinno słabnąć.
– Jesienią wskaźnik powinien spaść do ok. 3,3 proc. – mówi Piotr Pękoś, ekonomista BPH. Ale i tak w porównaniu z prognozami sprzed jeszcze kilku miesięcy (zakładającymi latem spadek do nawet 2,5 proc.) można stwierdzić, że inflacja w Polsce wyjątkowo mocno się trzyma. To wynik osłabienia złotego na początku roku, wysokich kosztów utrzymania mieszkania, a teraz – droższych używek. – W spadku inflacji pomoże jednak umacniający się złoty niwelujący wzrost cen surowców – wyjaśnia Adam Czerniak, ekonomista Invest Banku.
Wpływ coraz silniejszego złotego widać było także w danych o podaży pieniądza, które NBP opublikował wczoraj. Efekt ten był szczególnie widoczny w lipcu, kiedy to złoty umocnił się do euro o 7 proc. Nominalnie spadły portfele kredytów dla firm (o prawie 5 mld zł) i gospodarstw domowych (o 7 mld złotych), choć w przypadku firm ok. 80 proc. spadku to wynik zmian kursowych.