Brazylijskie, włoskie, niemieckie czy argentyńskie flagi narodowe zatknięte za szybami samochodów mknących ulicami Toronto to nie powitanie światowych przywódców, którzy zjechali do Kanady na szczyty G8 i G20. To znak, że i w tym znanym głównie z hokeja kraju nie brakuje fanów futbolu.
– Ja nie oglądam, ale w tym mieście to popularny sport – mówi mi taksówkarz, z pochodzenia Hindus. Ponad połowa mieszkańców Toronto urodziła się poza Kanadą. – W tym mieście mówi się 140 językami i dialektami – to rekord w skali światowej – tłumaczy Sylvie, pracownica ratusza, sama z węgierskimi korzeniami.
Miejscowe gazety zastanawiają się, jak potyczki w RPA wpłyną na relacje między przywódcami. W czasie szczytu odbędzie się kilka meczów, w których będzie brało udział sześć drużyn reprezentowanych w Toronto. A w dwóch przypadkach zmierzą się bezpośrednio: Niemcy z Anglią i Argentyna z Meksykiem. Niemieckie i argentyńskie bary liczą już, że ich przywódczynie wpadną na transmisje. "Bądźmy szczerzy. Co ona ma innego do roboty?" – powiedział gazecie "Toronto Star" właściciel argentyńskiego baru pytany, czy liczy na wizytę pani prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner.
Kanadyjskie zgromadzenie rozpoczyna się od spotkania G8 w mieście Muskoka na północ od Toronto. To grupa najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, z Kanadą, Francją, Niemcami, Włochami, Japonią, Rosją, Wielką Brytanią i USA. W tym roku na spotkanie zaproszono też kilku przywódców afrykańskich, żeby zapewnić ich, że mimo kryzysu najbogatsi zamierzają pomagać krajom rozwijającym się.
– Poważnie traktujemy nasze zobowiązania. Cele milenijne ONZ wyznaczono na 2015 r., trzeba zrobić wszystko, żeby je wypełnić – mówił przed spotkaniem G8 Jose Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej. UE ma w spotkaniach G8 status obserwatora.