Od miesięcy toczy się w Europie gorąca, ale niestety jak dotąd niekonkluzywna debata na temat programu pomocowego dla Grecji.
Jedni uważają, że Grecja powinna nadal obsługiwać swoje długi, gdyż w przeciwnym razie zagrożona byłaby integralność strefy euro, inni żądają jak najszybszej restrukturyzacji długu greckiego, co przyczynia się do wzrostu niepewności rynków finansowych ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami, które również w Polsce dotkliwie odczuwamy (wysoka niepewność kursów walutowych, spadek wartości aktywów notowanych na publicznych rynkach akcji).
Spróbujmy dokładniej przyjrzeć się temu dylematowi.
Efekt wejścia do strefy euro
Po pierwsze: czy Grecja jest bankrutem finansowym? W przypadku państwa odpowiedź jest trochę bardziej złożona niż w przypadku przedsiębiorstwa. Państwo może generalnie obniżać swoje wydatki i podnosić podatki i w ten sposób się oddłużyć. Istnieją jednak przy tym pewne granice. Jeśli przychody państwa znacznie przewyższają wartość usług, które kraj w zamian oferuje, jest to sytuacja z socjalnego i politycznego punktu widzenia nieakceptowalna. Wśród rozwiniętych krajów świata żadne poza Norwegią (z powodu przychodów z wydobycia ropy naftowej, której Grecja niestety nie posiada) nie było w stanie wygenerować trwałej i wysokiej nadwyżki przychodów nad wydatkami (bez kosztów obsługi długu). Maksymalna notowana nadwyżka wynosiła ok. 6 proc. PKB. Dług publiczny Grecji przekroczył właśnie 150 proc. PKB i nadal rośnie.
Żaden inwestor nie jest skłonny pożyczać pieniędzy przy takim poziomie zadłużenia. Żeby przywrócić zadłużenie kraju do akceptowalnych rozmiarów, Grecja musiałaby osiągnąć trwałą nadwyżkę budżetową w wysokości 8 proc. PKB! Jest to o wiele za dużo dla demokratycznego kraju, zwłaszcza że obciążenia podatkowe w Grecji są nierówno rozłożone. Ponadto Grecja (podobnie zresztą jak Portugalia) utraciła po wejściu do strefy euro swoją konkurencyjność. Przyczynił się do tego bardzo szybki wzrost płac w ostatniej dekadzie.