W PE doszło wczoraj do zadziwiającej sytuacji – otóż przeciwko raportowi o większym ograniczeniu redukcji emisji od dotychczas planowanego głosowali ostatecznie nawet jego zwolennicy. Wcześniej bowiem – przy minimalnej przewadze kilku głosów – posłowie przyjęli poprawkę zakładającą, że emisja dwutlenku węgla ma być ograniczona o 25 proc. dzięki działaniom na rzecz efektywności energetycznej. Tymczasem przed wprowadzeniem poprawki dokument zakładał redukcję o 30 proc. do 2020 r.
– Okazało się, że nowy zapis był zbyt łagodny dla zwolenników bardziej restrykcyjnej polityki klimatycznej. Dlatego część z nich uznała, że po prostu korzystniej będzie odrzucić cały raport – wyjaśnia posłanka Lena Kolarska-Bobińska (PO). – Ale to nie znaczy, że zrezygnowali z propozycji, dlatego sądzę, że po wakacjach temat wróci.
Z kolei europoseł Konrad Szymański z PiS uważa, że PE zaczął słuchać uważniej argumentów o utracie konkurencyjności Europy na skutek radykalnej polityki ekologicznej. – Daliśmy ważny argument polskiemu rządowi w sprawie reformy polityki klimatycznej UE – dodaje Szymański.
Zdaniem europosła Bogusława Sonika (PO) brak poparcia w PE dla większej redukcji emisji wzmacnia stanowisko Polski. – Przekonujemy inne kraje członkowskie, że bez dyskusji i rzetelnych analiz co do skutków gospodarczych takich decyzji większe limity nie powinny być narzucane – mówi europoseł.
A skutki wynikające z już obowiązujących wymagań polityki klimatycznej, czyli 20-proc. redukcji emisji dwutlenku węgla do 2020 roku, będą dla Polski kosztowne. Obowiązek zakupu pozwoleń na emisję CO2, który wchodzi w życie już od początku 2013 roku, spowoduje wzrost cen elektryczności w kraju i pogorszy konkurencyjność najbardziej energochłonnego przemysłu. Stąd obawy o spadek opłacalności produkcji tych branż, a w efekcie zamykanie firm i zwiększenie bezrobocia.