Włoski rząd, tym razem w senackiej komisji, po raz kolejny kompromitująco wycofał się z  ogłoszonych kilka dni wcześniej z wielką pompą zmian w ustawie oszczędnościowej. W ubiegłym tygodniu wobec gwałtownych protestów drobnych i średnich przedsiębiorców Berlusconi zwolnił sektor prywatny z tzw. podatku solidarnościowego (5 proc. od zarobków powyżej 90 tys. euro rocznie i 10 proc. powyżej 150 tys.). Budżetowe straty miały wyrównać m.in. wpływy z wypowiedzianej niejako w zamian wojny z oszustami podatkowymi.

W piątek rząd ogłosił, że w Internecie publikowane będą wszystkie oświadczenia podatkowe, dając tym samym do zrozumienia, iż ważną bronią w walce z oszustwami, kosztującymi budżet rocznie 100 – 120 mld euro, będą donosy. Co więcej, podatnik miałby wpisywać do oświadczenia podatkowego wszystkie swoje konta bankowe. Oszustom groziłoby więzienie. Media natychmiast podniosły krzyk, że Italia stanie się dyktaturą policji skarbowej.

W poniedziałek senacka komisja budżetowa naniosła poprawki do ustawy, przekazując ją do Izby Deputowanych. Obowiązek publikacji oświadczeń podatkowych i ujawniania kont bankowych z tekstu wyparował. Nadal ma grozić więzienie, ale tylko tym, którzy oszukają na podatkach na co najmniej 3 mln euro. Media podejrzewają, że w izbie niższej ustawa ulegnie dalszym zmianom, bo coraz głośniej przeciw poważnym cięciom protestują burmistrzowie miast i miasteczek. Co więcej, dziś w całych Włoszech trwa strajk generalny ogłoszony przez największą centralę związkową, lewicową CGIL. Zapowiedziany został kilka tygodni temu jako protest przeciw cięciom i mimo że ustawa oszczędnościowa kilka razy zmieniała oblicze, stanowisko związkowców pozostało takie samo.

Publicyści piszą więc o kompromitującej chwiejności rządu, ale też o tym, że we Włoszech nikt nie chce zrezygnować z przywilejów i nie jest przygotowany na zaciśnięcie pasa. Stąd coraz częściej padające porównania z Grecją.

Ekonomiści i przedsiębiorcy obawiają się, że zapowiadane oszczędności i daniny, które mają przynieść budżetowi 17,5 mld euro w 2012 r., 43 mld w 2013 i 50 mld w 2014 r., niepoparte poważnymi reformami strukturalnymi doprowadzą do recesji. A to przy kosztach obsługi horrendalnego długu publicznego (1900 mld euro – 120 proc. PKB) musi się zakończyć katastrofą.