Po tak głębokich spadkach, jakie miały miejsce w ostatnim czasie, musiało przyjść odbicie. I przyszło. Tydzień na rynkach wschodzących zakończył się wzrostem indeksu MSCI EM o ponad 2 proc. Zdecydowanie najlepiej poradziły sobie giełdy w naszej części Europy. Największe zwyżki mieliśmy w Pradze, Budapeszcie, Stambule i Warszawie. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Warto zwrócić uwagę, że w minionym tygodniu właściwie nie wydarzyło się nic, co mogłoby skłonić graczy do zakupów. Dlatego można mówić o odreagowaniu, za którym stoi, bardzo aktywny podczas tak dużej jak obecnie zmienności, kapitał spekulacyjny. Symptomatyczne jest to, że gdy niemiecki parlament zatwierdzał wzmocnienie europejskiego funduszu stabilizacyjnego, giełdy już „świeciły na czerwono". To pokazuje, że jeszcze przez długi czas na rynek raczej nie powrócą długoterminowi gracze. Ubiegłotygodniową zwyżkę można próbować łączyć z końcem miesiąca i kwartału. Zarządzający próbowali choć w części odrobić potężne straty. Dość powiedzieć, że w zakończonym trzecim kwartale akcje na rynkach wschodzących spadły o przeszło 23 proc. i były to najgorsze trzy miesiące od 2008 roku.

Nadal głównym problemem inwestorów, który powoduje, że dość sceptycznie odnoszą się do ryzykownych aktywów, pozostaje przyszłość Grecji. Ale też kolejne niepokojące dane płyną z Chin. We wrześniu indeks PMI dla przemysłu pozostał poniżej 50 pkt. Poziom ten jest umowną granicą rozwoju i spowolnienia w gospodarce. W?efekcie na koniec tygodnia akcje w Szanghaju potaniały o ponad 3 proc.