Zmiana jest spora ponieważ jeszcze w zeszłym tygodniu Tokio płaciło za swoje dziesięciolatki odsetki w wysokości 0,94 proc. Zdaniem analityków sytuacja, choć zaskakująca, nie powinna być powodem do większych obaw. Pomimo faktu, że Japonia jest najbardziej zadłużonym krajem na naszej planecie z długiem publicznym grubo powyżej 200 proc. PKB ekonomiści są zdania, że nie ma potrzeby bić na alarm.
- Zmiany jakie obserwowaliśmy podczas kilku ostatnich sesji przykuwają uwagę – stwierdził dla CNBC Sean Callow, starszy strateg walutowy z Westpac. Dodał jednak, że już od kilku miesięcy obserwujemy trend wzrostowy rentowności na japońskich papierach dłużnych.
Obawy uspokaja także Takahira Ogawa, dyrektor ds. krajowych ratingów w S&P, tłumacząc, że pomimo ostatniego skoku odsetki od długu płacone przez Tokio nadal pozostają na ekstremalnie niskim poziomie. Zwraca przy tym uwagę, że japońskie ministerstwo finansów, kiedy przygotowuje budżet, zakłada rentowność swoich papierów dłużnych na poziomie 2 proc. Jest to wartość dużo wyższa od obecnej rynkowej.
Spokój analityków wywołany jest jeszcze jednym czynnikiem. 95 proc. kolosalnego długu Japonii jest bowiem zadłużeniem wewnętrznym. Głównym wierzycielem są zatem lokalni inwestorzy, którzy nie mają zbyt wielkiego pola manewru przy lokowaniu własnych oszczędności. Dlatego obligacje emitowane przez Tokio ciągle cieszą się ogromnym wzięciem co pozwala zadłużać się jeszcze bardziej bez obawy o nagłą negatywną reakcję rynków. Efekt jest dosyć ciekawy. Dług publiczny Japonii przekracza poziom 200 proc. PKB. Przy dużo niższym wskaźniku bankrutują obecnie gospodarki strefy euro. Tymczasem Japonia trzyma się nieźle i nawet dalej się zadłuża. Wcześniej w tym miesiącu izba niższa parlamentu zatwierdziła warty 12 bln jenów (156 mld dol) pakiet stymulacyjny. Tokio zamierza pozyskać pieniądze poprzez zaciągnięcie nowych zobowiązań i przeznaczyć je na odbudowę rejonów zniszczonych w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami.
Porównywanie Japonii do borykających się z problemem zadłużenia gospodarek Europy nie jest jednak proste. Włochy czy Grecja działają w zupełnie innym środowisku niż Kraj Kwitnącej Wiśni. Jak tłumaczy Takahira Ogawa z S&P jest to podyktowane faktem, że Japonia nie jest w strefie euro. Dla przykładu Włosi nie mają tego luksusu i dlatego muszą się mierzyć ze wszelkimi gospodarczymi zawirowaniami wewnątrz grupy.