Turecki rynek przyciąga inwestorów. W tym roku stambulski wskaźnik ISE 100 zwyżkował już o prawie 30 proc. i jest jednym z najszybciej rosnących indeksów giełdowych świata. Według danych tureckiego banku centralnego, od początku roku zagraniczne fundusze zainwestowały w tamtejsze akcje 2 mld dol. netto, a w obligacje 8 mld dol. netto. To po części odreagowanie po słabym 2011 r., gdy ISE 100 stracił około 20 proc., a turecka waluta – lira – osłabła o 18 proc. wobec dolara (w tym roku zyskała wobec amerykańskiej waluty około 5 proc.).
Oaza stabilności
Dobra koniunktura to również skutek tego, że Turcja prezentuje się jako oaza spokoju na tle bliskowschodniego chaosu oraz kryzysu w strefie euro. – W kontekście tego, co się dzieje wokoło niej, Turcja prezentuje się całkiem dobrze. To kraj z dosyć atrakcyjnymi aktywami i stabilnym środowiskiem politycznym, co przyciąga inwestorów – twierdzi Jeff Chowdhry, zarządzający funduszem w brytyjskim F&C Investments. Choć polityka rządu premiera Recepa Tayyipa Erdogana i jego konserwatywnej partii AKP wywołuje kontrowersje (AKP jest oskarżana o niszczenie laickiego charakteru państwa, zapędy islamizacyjne i niezbyt czystą walkę z opozycją), to jednak zdaje się być lubiana przez biznes. Rządząca od 2003 r. AKP reprezentuje m.in. drobnych i średnich przedsiębiorców, zdołała poskromić struktury wojskowo-wywiadowczego „głębokiego państwa", a przede wszystkim w dość udany sposób wyciągnęła Turcję ze światowego kryzysu.
Pierwsze uderzenie globalnego kryzysu w Turcję było dosyć bolesne. Jej gospodarka skurczyła się w 2009 r. o 4,8 proc., a stopa bezrobocia doszła do 16 proc. Koszt tureckich CDS (instrumentów finansowych ubezpieczających przed bankructwem dłużnika – im droższe, tym większe ryzyko plajty) przekraczał wówczas 800 pkt bazowych (8 proc!). Wydawało się, że Turcja będzie miała poważne problemy z dostępem do rynkowego finansowania, a rozmowy o pożyczce z Międzynarodowego Funduszu Walutowego utknęły w martwym punkcie.
Rząd Erdogana i Bank Centralny Republiki Turcji zdecydowały się na niekonwencjonalne, kontrcykliczne działania. Bank stopniowo obcinał stopy procentowe z 20,25 proc. do 9 proc., Ministerstwo Finansów wprowadziło amnestię podatkową na napływy obcej waluty, a obniżki podatków nałożonych na konsumpcję pozwoliły pobudzić wzrost gospodarczy. Zbiegło się to z poprawą sytuacji na światowych rynkach finansowych. Polityka tureckich władz zadziałała. Wzrost gospodarczy wyniósł w 2010 r. oszałamiające 9,2 proc., a w 2011 r. 8,5 proc. Turcję znów zaczęto umieszczać wśród ekonomicznych tygrysów.