Tylko w ubiegłym roku na terenach obwodów łowieckich i w Lasach Państwowych służby leśne i myśliwi zdemontowali około 107 tys. wnyków i ponad 1,7 tys. innych pułapek na zwierzęta. Złapano co najmniej 83 osoby z bronią palną. Ofiarą kłusowników padło kilkanaście tysięcy dzikich zwierząt i ptaków, a także ponad 100 kg ryb. A to liczby dotyczące tylko stwierdzonych przypadków kłusownictwa, które – jak wynika ze statystyk Lasów Państwowych – wyrządziły w kasie Skarbu Państwa szkodę na ponad 1,398 mln zł.
Mięso warte miliony
Wartość 128 jeleni skłusowanych na terenie Lasów Państwowych wyceniono w sumie na ponad 814 tys. zł. Kolejnych 337 jeleni kłusownicy zabili w obwodach łowieckich. 86 saren zabitych na terenie LP to strata ponad 204 tys. zł, a w obwodach łowieckich życie straciło z rąk kłusowników ponad 3,7 tys. saren.
Szkody są duże, bo za każde zabite nielegalnie zwierzę państwu należy się od kłusownika ekwiwalent, oczywiście pod warunkiem, że zostanie on złapany na gorącym uczynku lub udowodni mu się to przestępstwo. Dla przykładu: ekwiwalent za jelenia szlachetnego wynosi 5,8 tys. zł, za dzika trzeba zapłacić 2,3 tys. zł, a za sarnę 2 tys. zł. W rzeczywistości jednak mięso takich zwierząt warte jest mniej. W skupie za sarnę kłusownik dostanie ok. 200–250 zł. Tylko że kłusownicy rzadko zabijają, by sprzedać. – Zabijają, bo wychodzą z założenia, że skoro mogą mieć dostęp do mięsa, to po co płacić – mówi Wojciech Borys, strażnik leśny z Czarnej Białostockiej.
Z danych Polskiego Związku Łowieckiego i Lasów Państwowych wynika, że tylko w ubiegłym roku kłusownicy zabili łącznie ponad 3,8 tys. saren, 465 jeleni, 866 dzików, ponad 1,3 tys. lisów, 90 danieli, a nawet 36 łosi. Tymczasem łoś jest zwierzęciem całkowicie chronionym, podobnie zresztą jak wilki. Te ostatnie giną z rąk kłusowników z dwóch powodów: dla skóry lub dlatego, że traktowane są jako konkurencja w polowaniu na inne zwierzęta. – Kłusownik przez tygodnie nęci zwierzynę do zastawionej pułapki, a wilk skutecznie odstrasza mu cel – zauważa Wojciech Borys.
– Tysiące przypadków kłusownictwa jest poza wszelką statystyką – mówi Marek Matysek z Polskiego Związku Łowieckiego. – Gdy w lesie znajdujemy szczątki zwierząt i nie ma wyraźnych śladów kłusownictwa, to nie uznaje się, że miało ono miejsce. Nie wiadomo bowiem, czy to nie drapieżniki, takie jak wilki, pozostawiły po sobie szczątki zwierząt – wtóruje mu Borys. Dodaje, że udowodnienie winy tym, którzy popełniają to przestępstwo, jest trudne.