W swoim badaniu Betsey Stevenson i Justin Wolfers twierdzą, że udało im się rozwiązać tzw. paradoks Easterlina. Polega on na tym, że wcześniejsze badania wskazywały na brak związku między subiektywnie rozumianym poczuciem szczęścia a poziomem gospodarczego rozwoju. Po przekroczeniu pewnego pułapu PKB na mieszkańca (szacowanego na ok. 10 tys. dolarów) dalszy wzrost nie łączył się z większym zadowoleniem obywateli. Ten wynik wielokrotnie powtarzany był przez twórcę twierdzenia, a także przez wielu innych naukowców.Stworzone przez nich modele ekonomiczne zakładały, że głównym źródłem użyteczności jest konsumpcja. Te dwa twierdzenia da się uzgodnić tylko w następujący sposób. Uczestnikom rynku z pozoru tylko wydaje się, że chcą więcej zarabiać, a tak naprawdę chcą mieć po prostu więcej niż inni. Ludzie masowo popadają więc w pułapkę hedonizmu – przeciętny człowiek poświęca swoją energię życiową na zdobywanie dóbr materialnych, które nie uczynią go szczęśliwszym, gdyż jego względna pozycja w społeczeństwie nie może się zmienić.
Czy teraz podejście do tematu się zmieni? Maciej Bitner główny ekonomista Wealth Solutions, wskazuje, że o ile użyta w badaniu zmienna PKB per capita nie budzi większych wątpliwości, o tyle warto napisać, czym jest szczęście, tak jak je rozumieją ekonomiści. W przeprowadzonym badaniu Stevenson i Wolfers zadali respondentom następujące pytanie: „Wyobraź sobie drabinę, której stopnie ponumerowane są od zera na dole do dziesięciu na górze. Powiedzmy, że ostatni szczebel drabiny reprezentuje najlepsze możliwe życie dla ciebie, a szczebel najniższy życie najgorsze. Na którym szczeblu drabiny masz poczucie, że stoisz teraz?". Uzyskaną odpowiedź (w skali 0-10) można więc porównać pomiędzy 122 krajami, które uczestniczyły w badaniu.
Wyniki nie były zbyt wielkim zaskoczeniem. Tytuł najszczęśliwszych nacji świata zdobyły narody bogate. Na czele stawki są m.in. Duńczycy (najwyższa wartość – prawie 8), Kanada, USA, Nowa Zelandia, Izrael, Luksemburg i Katar. Polska jest mniej więcej w środku skali (ok. 5,5). Szczęśliwsi od nas są obywatele większości krajów Europy Zachodniej. Lepszy wynik od nas uzyskali m.in. Niemcy (ok. 7) czy Francuzi (ok. 6,5). W całej próbie zmienność dochodu per capita wyjaśnia ponad połowę zmienności poziomu subiektywnej szczęśliwości pomiędzy krajami.
Stevenson i Wolfers wykazują, że ich badanie wykazało zależność pomiędzy wzrostem poziomu zamożności, a poziomem odczuwalnego szczęścia. Para ekonomistów wskazała, że zależność między logarytmem dochodu a poczuciem szczęścia jest stabilna niezależnie od poziomu PKB. Oznacza to, że wzrost dochodu z 1 tys. dol. do 2 tys. dol. powoduje ten sam przyrost szczęścia co wzrost z 10 tys. dol. do 20 tys. dol. Każda złotówka dla bogatego jest warta mniej, ale procentowe zmiany biedni i bogaci odczuwają tak samo.
Badanie przeprowadzone przez Stevenson i Wolfers wykazało jeszcze jedną rzecz. Jeżeli bowiem jest tak, że obywatele bogatszych krajów są szczęśliwsi dlatego, że ludzie w biedniejszych krajach są biedniejsi, samopoczucie biednych ludzi w bogatym kraju powinno być gorsze niż bogatych w biednym. Tak jednak nie jest – związek między zamożnością a poczuciem szczęścia jest, średnio rzecz biorąc, identyczny także wewnątrz badanych krajów. Tę interpretację potwierdza też badanie ewolucji poczucia szczęścia w czasie w ramach jednego kraju – wraz z rozwojem gospodarczym wszystkich badanych krajów Europy Zachodniej (wyłączywszy Belgię) rośnie zadowolenie z życia.